wtorek, 3 listopada 2015

Rozdział 13. - Spisek.

Lekcje skończyły się równie szybko jak zaczęły, a ja nadal nie mogłam zapomnieć świdrującego wzroku Smitha i parzącego dotyku White'a. Kim są? Czego chcą? Wrogowie czy przyjaciele?
Racja, początkowy plan zakładał, że wrócę do domu, ale jak słusznie stwierdził nasz Szef Tomlinson, musimy wrócić na lekcje, żeby nie wzbudzać podejrzeń. W każdym razie na moje szczęście tego dnia nie spotkałam ponownie Nienormalnych Przyjaciół i z każdą minutą byłam coraz spokojniejsza. 
Fakt, że skóra na przedramieniu nadal skwierczała bólem wcale nie pomagał mi w wyluzowaniu się. Przez resztę dnia byłam wyjątkowo spięta, co nie uchodziło czujnej uwadze moich przyjaciół. Luke i Vicky nie spuszczali ze mnie wzroku, a Louis cały czas kręcił się gdzieś w pobliżu. Martwili się, wiedziałam o tym i naprawdę to doceniałam, ale pytania zadawane co dwie minuty przez moją przyjaciółkę pod treścią "czy na pewno wszystko w porządku?" zaczęły mnie trochę drażnić. Co ja pieprzę?! Wkurzały mnie na maksa. 
Teraz przemierzałam korytarze szkoły, które powoli zaczęły pustoszeć. Lekcje się skończyły i wszyscy, włącznie ze mną, mieli wszystko w dupie, a liczyło się jedynie to żeby dotrzeć do domu w jednym kawałku. 
Zabrałam wszystkie swoje rzeczy z szafki i również udałam się w stronę wyjścia. Deszcz ustał, więc bez większych przeszkód dotarłam pod bramę szkoły. Nie zaznałam jednak tego zaszczytu, żeby wejść do zgniłego i zaśmierdłego autobusu szkolnego, powstrzymana przez moją najukochańszą przyjaciółkę, którą w tamtej chwili miałam ochotę udusić, co byłoby wyjątkowo trudne, zważając na to, że jest wampirem i nie musi oddychać. 
- Idziemy na zakupy? - pyta na wstępie szeroko się do mnie uśmiechając. 
Jej jasne loki spadały kaskadami na ramiona i lśniły w blasku słabego słońca, które przebijało się przez szare chmury. Jej piękne, duże, lazurowe oczy błyszczały szczęściem i słodyczą, która charakteryzowała moją przyjaciółkę. Jednak kiedy się wkurzyła lub miała zły dzień... lepiej do niej nie podchodzić. 
- Wybacz Tori, ale jestem tak padnięta, że ledwo stoję, daję słowo. - wzdycham, ale Vic' jest nieugięta.
- Prooszę... Tak dawno nigdzie razem nie wychodziłyśmy. - skarży się spuszczając wzrok. 
Eh, to prawda. Ostatnimi czasy byłam zbyt zajęta i zdecydowanie za mało czasu poświęcałam moim przyjaciołom. 
- No... zgoda. - lekko się uśmiecham, kiedy blondynka zaczyna skakać z radości. - Ale musisz mi coś obiecać. - uprzedzam. 
- Co tylko chcesz. 
- Nie będziesz zaciągać mnie do przebieralni, kiedy tylko zobaczysz jakąś sukienkę. 
Dziewczyna naburmuszyła się gwałtownie, ale po chwili jęknęła i wyraziła swoją zgodę. 
- Świetnie. Poproszę Zayna żeby nas podwiózł, w porządku? - pyta i zaczyna powoli oddalać się w stronę bruneta, który nadal stoi przed szkołą i pali papierosy w towarzystwie Louisa. 
Nagle mnie również dopada nieodparta chęć skosztowania nikotyny. Szybko wyciągam z kieszeni dżinsowej kurtki paczkę Black Devil i wyciągam z niej jednego szluga. Wkładam go do ust i zapalałam, zaciągając się słodkim smakiem czekolady. Szybko go wypalam, zanim dołączają do mnie Vicky i Zayn. 
- Tommo nie jedzie? - pytam, a w głębi duszy czuję gorzki smak rozczarowania. 
Chciałam żeby pojechał ze mną. 
- Nie. Powiedział, że rozejrzy się po okolicy i poszuka ewentualnych gniazd zombie. - tłumaczy brunet i przeczesuje palcami włosy. 
- Sam? - w sercu zaczynam czuć jak pali mnie niepokój i troska. 
Ja też się martwiłam. O niego. 
- Nie, Jake i Luke idą z nim. 
- A ty...
- Ja, jak prawdziwy dżentelmen i przyjaciel, zawiozę miłe panie do tego centrum. Najwyżej później do nich dołączę. - wyjaśnia i prowadzi nas do swojego czarnego VAN-a. 

W mniej niż dwadzieścia minut docieramy do centrum handlowego, które należało do najlepszych w Londynie. Malik nie zostaje z nami, zgodnie z wcześniejszym uprzedzeniem dołącza do reszty zabójców. 
Czułam się dziwnie... winna. Czy nie powinnam być teraz z nimi na patrolu? W końcu również byłam zabójcą i szukanie oraz wybijanie gniazd zombie było moim zakichanym obowiązkiem. 
Szybko odtrąciłam od siebie te myśli i wkroczyłam do pierwszego sklepu, tuż za moją podekscytowaną przyjaciółką. 
Zakupy trwały ponad trzy godziny, ale kiedy wybiła osiemnasta miałam po prostu dość. Przystałam jednak na obietnicę Victorii, która zapewniała, że wejdziemy do ostatniego sklepu i możemy wracać do domu. Okropnie zmęczona weszłam za nią do H&M'u i usiadłam na jednej z ławeczek. Blondynka przeglądała tysiące ciuchów, ale wybrała jedynie czarną bluzę kapturem i białym napisem "Sexy Girl ^^", jedną parę czarnych szpilek z ćwiekami i śliczną niebiesko-czarną sukienkę, która podkreślała jej oczy. 
- O-M-G! Musisz ją przymierzyć! - pisnęła uradowana, kiedy zobaczyła jedną z kilkudziesięciu sukienek.
- Obiecałaś! - przypominam jej, ale dziewczyna cwaniacko kręci głową z pewnym siebie uśmieszkiem. 
- Nie powiedziałam "obiecuję". - przypomina mi, a ja zrezygnowana wlekę się do przebieralni.
Muszę bardziej uważać na szczegóły. 
Szybko się przebrałam i spojrzałam w lustro. 
Przyznaję - sukienka była piękna w swoim lekkim, pudrowym różu z czarnym paskiem obwiązującym talię oraz małą czarną kokardką. 



Dziewczyna podała mi przez zasłonę dobrane do tego buty. Wytrzeszczyłam oczy na wysokie szpilki w czarnym kolorze i cienkimi paseczkami. 



Założyłam je jednak i wyszłam z przebieralni. Blondynka aż zapiszczała z radości i wpadła mi w ramiona. Ona również w tym momencie była ubrana w sukienkę, o której już wspomniałam...



...oraz szpilkach, które zamierzała dzisiaj kupić. 



Już chciałam z powrotem wchodzić do przebieralni, aby wrócić do poprzednich ubrań, ale Victoria powstrzymała mnie w ostatniej chwili.
- Na brodę Merlina, Gabi! Za piętnaście minut muszę być w domu, bo matka mnie zabije! Proszę cię nie zdejmuj tych ubrań, bo nie zdążę! - pisnęła zrozpaczona. 
- Boże, Vicky! Przecież ja się zabiję w tych butach! - krzyknęłam oburzona. - Proszę cię, daj mi dwie minuty. 
- Nie ma szans. Choć idziemy do kasy, zapłacę za ciebie. - chwyta moją dłoń i ignorując moje głośne protesty, ciągnie mnie w stronę lady z kasą. 
Udaje nam się kupić rzeczy bez ściągania ich z siebie i szybko wybiegamy ze sklepu, obładowane zakupami. Wychodzimy przed galerię i najszybciej jak pozwalają nam buty znajdujemy jakąś taksówkę. Po około dwudziestu minutach jesteśmy już na naszej wspólnej ulicy. 
- Wejdziesz ze mną? - pyta dziewczyna, która jest trzy razy bardziej obładowana ode mnie. 
- Właściwie to chciałam iść...
- Proszę. - jęczy, a ja wzdycham zrezygnowana. 
- Dobra, ale tylko na chwilę. - zgadzam się i wchodzę za nią do ciemnego mieszkania. 
Światła są zgaszone i nie widać kompletnie nic. Stoję osłupiała i czekam na jakiekolwiek ruch ze strony blondynki, ale nie widzę dosłownie nic, nawet jej. 
- Vicky... 
Nic, cisza. 
Po sekundzie oślepia mnie okropne światło, a wokół napierają na mnie rozradowane krzyki i śmiechy.
- NIESPODZIANKA! - krzyczą, a ja również zaczynam się śmiać. 
W salonie mojej przyjaciółki stoją moi najukochańsi zabójcy, uśmiechając się od ucha do ucha. Louis, Zayn, Luke, Jake, Katherine, Megan, Anna i Victoria szczerzą się w moją stronę jak głupki. Dom przystrojony jest różnymi, kolorowymi wstążkami i balonami, a na stoliku przy kanapach stoją różne przekąski. 
- Ale... po co? - pytam zszokowana, porwana w wir uścisków i całusów. 
- Chcieliśmy jakoś ci podziękować za ten czas razem. W końcu jutro się wyprowadzasz i... - zaczyna tłumaczyć Luke, a ja zamieram przestraszona. 
- O Boże. - wzdycham.
- Co? 
- Na śmierć zapomniałam! - wyznaję i strzelam się z otwartej ręki w czoło na znak swojej głupoty. 
- O czym? - pyta z ciekawością Zayn, który próbuje przebić się przez mur ciał i kończyn. 
- Zostaję w Londynie. 
Zapada grobowa cisza, a po kilku napiętych sekundach wszyscy zaczynają jeszcze mocniej mnie ściskać, krzyczeć i skakać z radości. 
- W takim razie trzeba to uczcić! - krzyczy Megan gdzieś z tego tłumu, na co wszyscy wtórują śmiechem. 
- Zaraz, zaraz. - przerywam im, a cała ich uwaga spoczywa na mnie. - Wcale nie robiliście żadnego patrolu, Vicky wcale nie umówiła się ze swoją mamą, a te sukienki kupiłyśmy specjalnie, prawda? - przypominam sobie. 
- Taaak, ale chyba mi nie powiesz, że żałujesz? - pyta blondynka z niewinnym uśmieszkiem. 
- Słaba wymówka. - komentuję i uśmiecham się do niej szeroko. 
- Przestań gadać i napij się. - wtrąca Jake i jakimś cudem przedziera się przez moich przyjaciół z butelką wódki w ręku. 
Eh, "wejdę tylko na chwilę", co?
Impreza  w domu Victorii trwa kolejne dziewięć godzin, aż zegar wybija trzecią, a ja jestem już tak mocno wstawiona, że nie bardzo kontaktuję z rzeczywistością. Tańczyłam chyba z każdym zabójcą, całowałam się prawie z każdym chłopakiem, wypaliłam połowę paczki papierosów i wypiłam tyle, że jutro nie wstanę z łóżka co najmniej do siedemnastej. 
Impreza uznana za udaną. 
___________________________

Nooo czeeeeść :)
Zdecydowałam wstawić kolejny rozdział mimo iż ostatni pojawił się pięć dni temu. 
Nawet wpadłam na pomysł, żeby rozdziały wstawiać jakiegoś komnketnego dnia w tygodniu. 
Np. w poniedziałek rano, he? Co wy na to?

Piszcie, jestem ciekawa waszej opinii :D

1 komentarz:

Obserwatorzy