niedziela, 18 października 2015

Rozdział 9. - Bezradna.

Przez cały dzień próbuję porozmawiać z Lukiem lub Vic', ale za każdym razem kiedy rozmowa idzie w dobrym kierunku, ktoś lub coś musi nad przerwać. W końcu, gdy dzwoni ostatni dzwonek tego dnia, wychodzę zrezygnowana z budynku szkoły i udaję się na parking, aby wrócić do domu autobusem. 

Idę ze spuszczoną głową, kopiąc beznadziejnie jakiś kamyk, kiedy nagle upadam na ziemię, czując jak ból rozchodzi mi się po całej dupie. Podnoszę wzrok w nadziei, że wpadłam na kogoś kto kompletnie mnie oleje i pójdzie dalej, ale znając moje szczęście... eh, no właśnie. 
- Uważaj jak chodzisz, Black. - karci mnie oschły głos Louisa. 
Boli mnie to. Jego słowa, jego ton głosu, jego czyny i zachowanie. Przecież byliśmy przyjaciółmi! Co się z tym stało?! 
Co się z tym stało, tak? Louis Tomlinson powiedział kilka słów za dużo, to się stało. A jego głos tamtego dnia, rozbrzmiewa w mojej głowie do dnia dzisiejszego, kiedy patrzę na niego do góry, z ziemi. 
Wstaję z lekkim grymasem bólu, aby zrównać się z nim choć trochę, co jest dość trudne zważając na to, że Tomlinson jest ode mnie o głowę wyższy. 
- Daj mi spokój. - mruczę i wymijam go. 
Mam dość! 
Dość tego, że tak mnie traktuje. 
Chcę o nim zapomnieć, wyrzucić go z mojej pamięci! 
Proszę...
Idę przed siebie dopóki nie spostrzegam Luke'a i Victorii rozmawiających pod bramą szkoły. Szybko do nich podchodzę zapominając zupełnie o Tommo. 
- Nareszcie was złapałam! - krzyknęłam uradowana, na co moi przyjaciele uśmiechnęli się do mnie. 
- Tak, my ciebie też szukaliśmy. - przyznała blondynka, obejmując mnie. 
- Nie uwierzycie co się stało! - zaczęłam poważnym tonem. 
- Co jest? - pyta zmartwiony Luke podchodząc do mnie bliżej. 
- Rodzice chcą się wyprowadzić. - mówię, bez cienia uśmiechu. - Do Hiszpanii. 
Przez długą chwilę milczą, patrząc na mnie i co chwilę spoglądając na siebie nawzajem. 
- Oh, Gabi... - wzdycha Vicky i mocno mnie przytula. 
Luke obejmuje nas obie swoimi mocnymi ramionami, a ja w jego uścisku czuję się naprawdę bezpiecznie. 
- Nie da się ich jakoś przekonać? - pyta Vicky dla pewności. 
- Próbowałam... Wczoraj kłóciłam się z nimi prawie dwie godziny! I nic... - wzdycham i chowam twarz w dłoniach. 
- Może jeśli pójdziemy do nich we trójkę to coś pomoże. - sugeruje Luke, rozpaczliwie szukając rozwiązania. 
- Poczekaj... - Tori zatrzymuje na chwilę potok słów, który już za chwilę wydostałby się z gardła blondyna. - Przecież zawsze chciałaś mieszkać w Hiszpanii. - przypomina mi. 
- Tak, ale... Nie chcę was zostawiać. Akademia nie jest ważna, przecież mogłabym się do niej po prostu teleportować...
- No właśnie nie. - przerywa mi Hemmings, a ja patrzę na niego zaskoczona. 
- Jak to "nie"? - pytam lekko piszczącym głosem. 
Nie panikuj... 
- Portale można otworzyć tylko i wyłącznie na terenie Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej. Dlatego w Akademii są tylko Anglicy i Irlandczycy. - tłumaczy chłopak z desperacją się we mnie wpatrując. 
- Cholera... - Victoria klnie pod nosem. - No to musimy coś zrobić, nie?
- Tylko co? - pytam, beznadziejnie kiwając głową. - To bez sensu. 
- Ej, nie poddawaj się! - karci mnie Luke, a po chwili dodaje, żeby mnie rozśmieszyć: - Trzeba być twardym, a nie miętkim! - blondyn specjalnie robi błąd w wymowie i porusza zabawnie brwiami, dając mi tym znak, że ma jakieś zboczone skojarzenia.
- Luke! - zaśmiałam się, zupełnie zapominając o powadze sytuacji. 
Nie chciałam o tym myśleć. Za kilka tygodni może mnie tutaj już nie być i nigdy więcej nie ujrzę Akademii, ani moich przyjaciół. To było poważne, ale ja po prostu chciałam na chwilę o tym zapomnieć.
- Chodźmy coś zjeść, jestem mega głodna. - zaproponowała Vicky, a my od razu na to przystanęliśmy.
Na początku chcieliśmy iść do Starbucksa, ale po krótkiej wymianie zdań, stwierdziliśmy, że po prostu pójdziemy do Nando's, w jednej z naszych ulubionych galerii. Ponieważ rano dostałam od rodziców dwieście funtów wydałam część z nich na ciuchy. Kupiłam między innymi dwie nowe bluzy: pierwszą, niebieską z dwudziestką-dwójką i białym napisem New York. Nie miała kaptura i wkładało się ją przez głowę, ale w ogóle mi to nie przeszkadzało. Kosztowała mnie siedem funtów, ale wcale nie żałowałam. Druga była różowa, również wkładana przez głowę i bez kaptura z białym napisem #Fuck. Ta kosztowała sześć funtów i była warta swojej ceny. 




Dostałam jeszcze jedną od Vicky i Luke'a, którzy złożyli się na nią specjalnie dla mnie. Była to czarna bluza z żółtym napisem Forever Hungry. Tym razem (z tego co udało mi się dowiedzieć) była droższa niż pozostałe dwie, ale Tori i Hemmi twierdzą, że nie powinno mnie to martwić, ponieważ to był prezent. 
Kupiłam jeszcze jedną parę butów. Były to kremowe sneakersy na koturnie, moje ukochane buty, które znajdują się w prawie każdej mojej stylizacji. Kosztowały dwanaście funtów i stwierdzam, że wcale nie było tak źle. Do tego dołączyła jeszcze czarna beanie z charakterystycznym napisem Meow. 




Usiedliśmy w jakiejś małej pizzerii. Zamówiliśmy dużą pizzę z salami i do tego frytki. Oczywiście nie obyło się bez coli. Po zjedzonym lunchu, wyszliśmy z galerii i pożegnałyśmy się z Luke'iem, który musiał już lecieć do domu. Pocałowałyśmy jednocześnie oba jego policzki, a blondyn skomentował to, próbując nas rozśmieszyć. 
- Oj no już, bo się rumienię. - zasłonił dłońmi swoje policzki, robiąc przy tym dość pedalską minę, ale i tak wywołał u nas salwę śmiechu. 
Ja i Vicky ruszyłyśmy przed siebie, ale spoglądając w górę, na szare i smutne niebo, wiedziałyśmy, że zaraz zacznie padać. Postanowiłyśmy wziąć taksówkę, która zawiozła nas prosto do domu. Szybko się pożegnałyśmy i każda wróciła do swojego domu. Kiedy zatrzasnęłam za sobą drzwi mieszkania, usłyszałam jak tuż za nimi krople deszczu uderzyły o asfalt ulicy. Westchnęłam z ulgą i biorąc wszystkie torby z zakupami udałam się do swojego pokoju. 
Rzuciłam się na łóżko, nawet nie biorąc się za lekcje na jutro. Najwyżej przepiszę od Vicky, albo odrobię rano. 
Nie mam już sił, oczy same mi się zamykają...
Jeszcze chwilę, a po prostu odpłynę...
Co to było?!
Nagle usłyszałam mocne stuknięcie w oknie. Ktoś najwyraźniej rzucił czymś w szybę na balkonie. Szybko wychodzę z łóżka i dziękuję sobie samej, że jeszcze nie zdjęłam ubrań. Otwieram drzwi balkonu i stwierdzam, że deszcz przestał padać. 
Na balkonie stał Louis Tomlinson we własnej osobie. Zatkało mnie totalnie i nie potrafiłam wydusić z siebie ani słowa. Stał tam. Patrzył na mnie swoimi nieziemskimi oczami. Jego idealnie ułożona fryzura była zburzona przez mokre krople deszczu. 
- Co ty tutaj robisz?! - pytam przytłumionym głosem, kiedy odzyskuję mowę. 
- Muszę z tobą porozmawiać. - wyznaje kamiennym głosem, który przyprawia mnie o dreszcze. 
- Chyba powiedziałeś już wszystko, nie sądzisz? - mój głos także twardnieje. 
- Nie, nie sądzę. Muszę powiedzieć ci coś ważnego, bo nie długo po prostu nie wytrzymam. - podchodzi kilka kroków do przodu, a ja cofam się niespokojnie. - Zaufaj mi. 
- Pff, naprawdę masz czelność prosić mnie o zaufanie?! 
- Wiem, przepraszam. - poprawia się. 
Zaczyna wiać lodowaty wiatr, który uderza we mnie z ogromna siłą. Zaczynam drżeć, co nie uchodzi czujnej uwadze szatyna. 
- Wpuść mnie, proszę. 
Patrzę na niego przez chwilę. Jego oczy lśnią obawami i niepewnością. Zupełnie inaczej niż oczy tego Louisa, którego znałam. Jednak jego wzrok przyprawia mnie o ciarki, a nogi się pode mną uginają. 
Chowam się wewnątrz pokoju, a niebieskooki wchodzi za mną. Rozgląda się po pokoju, podczas gdy ja lekko spięta siadam na łóżku. 
- Czego chcesz? - pytam oschle, a szatyn odwraca się w moją stronę.
- Zabawne. Zawsze kiedy chcę z tobą porozmawiać powtarzasz te słowa. - zauważył lekko się uśmiechając. 
- Nie widzę w tym nic śmiesznego. 
Zapadła cisza. Louis westchnął i podszedł do mnie bliżej. Niepewnie usiadł na rąbku łóżka i spojrzał mi w oczy. Szybko zaciągnęłam się powietrzem i przytrzymałam je w płucach, puki nie oderwał ode mnie wzroku. To niesamowite i zarazem irytujące jak jego spojrzenie na mnie działa. 
- Słyszałem, że się przeprowadzasz. - zaczął niezręcznie, ja tylko wzruszyłam ramionami. 
- Chyba lepiej dla nas, nie? - zauważam, ale w środku aż płaczę z rozpaczy. 
- Nie. Tak.... Nie wiem. - zaczyna się plątać, co szczerze mnie dziwi. 
Nigdy nie widziałam go tak zakłopotanego. Zawsze mówił to co chciał bez żadnych niepotrzebnych ceregieli. A teraz? Wygląda na zdenerwowanego, a co gorsza jego ręce niespokojnie drżą. 
- Co jest? - pytam zmartwiona. 
Tak. Martwiłam się o niego. W tamtej chwili zrozumiałam coś bardzo ważnego. Choć nie wiem jak bardzo bym chciała, Louis zawsze będzie dla mnie kimś ważnym. Kimś bardzo ważnym. 
- Nic, ja po prostu... masz racje. - przyznaje, a ja marszczę brwi. - Tak będzie dla ciebie najlepiej.
- Co? - pytam, nie kryjąc zdziwienia. 
- No, będziesz daleko ode mnie. Szybciej zapomnisz. - pociera nerwowo swój kark. 
Podsuwam się do niego, ale nadal pozostaję w bezpiecznej odległości. 
- Lepiej dla mnie. - powtarzam szeptem. - A co z tobą?
Znów zapada cisza i znów Tommo przenosi na mnie swoje spojrzenie. Chwilę patrzy w moje oczy, ale przenosi swój wzrok na moje usta. Chyba sam nieświadomy tego co robi powoli oblizał swoje wargi, a ja jak zaczarowana powtórzyłam jego czynność. 
Zbliżył się, odległość między nami szybko zmalała, aż w końcu całkowicie zniknęła. Złączył nasze usta, a ja bez pamięci się w nim zatraciłam. Chciałam pochłonąć każdy jego skrawek, najmniejszy cal jego ciała. Smakował tak cudownie, tak słodko... 
Nie mogłam się od niego oderwać. Był dla mnie jak narkotyk. Wplotłam swoje palce w jego włosy, a on lekko mnie podniósł i usadowił na swoich kolanach. Oplotłam swoimi nogami jego pas, ale on nadal nie odrywał swoich ust od moich. Mój rozum krzyczał, żebym przestała, odepchnęła go, a najlepiej strzeliła go w policzek, ale serce milczało, a ja w tamtej chwili całkowicie go słuchałam.
Zjechał pocałunkami na moją szyję, a moja podświadomość krzyczała z rozkoszy. To był mój czuły punkt,odkąd tylko pamiętam. Nigdy nie umiałam się skupić kiedy ktoś mnie tam dotykał, a jeśli robił to Tomlinson, w dodatku swoimi boskimi ustami, nie umiałam zrobić nic. Byłam bezradna.
____________________________________
Hejka mordeczki!
Ponad 400 wyświetleń pod ósmym rozdziałem i ponad 6000 na całym blogu!
Jesteście wielcy :*

Wbijecie trójeczkę i może uda mi się wrzucić kolejny rozdział.
Jest skończony w 30 %, ale myślę, że się wyrobię :D
#3

3 komentarze:

  1. No faktycznie jest gorąco xd mam nadzieję, że to się rozwinie w następnym rozdziale ;) a tak poza tym to nie wierze, że ona się wyprowadza :( tym bardziej, że nie będzie mogła się dostać do akademii.... ale myślę, że masz jakiś pomysł i wszystko się ułoży :) Louis i Gabi :** oni naprawdę by do siebie pasowali <3 tak więc nie przedłużam :) życzę weny i szybko dodawaj nowy rozdział :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialny rozdział ;) czekam na nexta

    OdpowiedzUsuń
  3. Tego to się nie spodziewałam...
    Rozdział świetny

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy