"Całe moje życie
stałaś przy mnie,
kiedy nikt inny nie był za mną.
Wszystkie te światła
nie mogą mnie oślepić.
Z Twoją miłością nikt nie może mnie oderwać".
~One Direction "Drag Me Down".
-----------------------------------
Tego dnia nie działo się już nic ciekawego, pomijając komunikat podany przez radiowęzeł podczas przerwy na lunch.
Siedziałam właśnie w stołówce przy dużym, okrągłym stole wraz z Megan, Luke'iem, Anną i Jake'iem. Zajadaliśmy makaron z truskawkami, kiedy przez głośniki wywieszone w każdym możliwym miejscu, usłyszeliśmy ochrypły głos dyrektora.
- Proszę wszystkich o uwagę! Pragnę poinformować uczniów naszego liceum o zbliżającym się dużymi krokami Balu Jesiennym! - kiedy informacja dotarła do każdego zgromadzonego w stołówce usłyszałam głośne wiwaty. - Bal odbędzie się 10 października, więc nawet nie myślcie o opuszczaniu lekcji, ponieważ to wypada sobota. Każdy musi zakupić bilety, które od dzisiaj wchodzą do sprzedaży, dostępne one są w sekretariacie za 3 funty! Każdy również powinien mieć parę na bal! Nie tolerujemy związków homoseksualnych! - teraz po stołówce rozeszły się jęki zrezygnowania, na które cicho zachichotałam.
Szczerze mówiąc, nie przepadałam za takimi imprezami. Co roku jednak są urządzane dwie takie imprezy jesienią i na wiosnę. Każda laska w naszej szkole jara się tym jakby miała wychodzić za mąż, a przecież to tylko głupi bal! A jeszcze jak nie będziesz miała chłopaka na tą imprezę... nie będziesz miała życia w tej szkole.
Gdy wychodzę przed szkołę i zmierzam pod autobus czyjaś ręka zatrzymuje mnie, oplatując moją talię. Okazuje się, że to Tomlinson, który postanowił mnie trochę po wkurzać.
- Czego? - pytam zmęczona.
Louis patrzy na mnie kamiennym wzrokiem, a po chwili odzywa się tak samo znudzonym tonem, jak rano.
- Chyba nie muszę ci przypominać? Masz jechać ze mną.
- Mogę cię o coś zapytać?
- Już to zrobiłaś. - zauważa, a ja wzruszam ramionami.
- Dlaczego nie poprosisz kogoś innego, chociażby Luke'a albo Jake'a, żeby mnie odwiózł, skoro tak bardzo nie chce ci się tego robić? - pytam z cwaniackim uśmieszkiem.
Widzę jak szczęka Tomlinsona zaciska się, a on rozpaczliwie szuka wyjścia, co daje mi jakąś chorą satysfakcję.
- Nie muszę ci się tłumaczyć. - stwierdza splatając swoje ramiona na klacie.
Podchodzę do niego o kilka kroków tak, że teraz muszę podnieść lekko głowę do góry, żeby patrzeć mu w oczy.
- A ja myślę, że po prostu za mną tęsknisz. - stwierdzam pewnym tonem.
W rzeczywistości jednak nie czułam się ani trochę pewnie. Wszystko się we mnie paliło, a każde słowo które wypowiedziałam sprawiało mi jakiś dziwny ból.
Tak naprawdę po prostu szukałam jakiegoś wytłumaczenia, usprawiedliwienia. Chciałam, żeby przyznał patrząc mi prosto w oczy, że jednak coś znaczę. Chciałam, żeby teraz, w tej chwili, patrząc mi prosto w oczy powiedział coś, co byłoby zaprzeczeniem tego co słyszałam kilka dni temu. Chciałam, żeby tamte słowa były nieprawdą.
- Tęsknię?! Pff, proszę cię! - kpi ze mnie, a mi nagle robi się okropnie zimno. - Po prostu wykonuję swoją robotę. - zapewnia.
Jego oczy są zimne i niewyraźne, jakby zamglone. Mam ochotę krzyczeć i płakać jednocześnie, ale powstrzymuje emocje i obdarzam go najbardziej nienawistnym spojrzeniem na jakie potrafię się zdobyć.
- To nie ma sensu... - prycha pod nosem, odwracając ode mnie wzrok.
- Pieprzony pesymista. - przewracam oczami, a on znowu na mnie spogląda.
- Realista, Black. Realista.
Wchodzę do domu i od razu rzucam swoją torbę na ziemię oraz zdejmuję buty. Idę do kuchni i nastawiam wodę na herbatę. Siadam na wysokim, barowym krześle przy kuchennej wysepce i przeglądam gazetę, która tam leży.
Louis patrzy na mnie kamiennym wzrokiem, a po chwili odzywa się tak samo znudzonym tonem, jak rano.
- Chyba nie muszę ci przypominać? Masz jechać ze mną.
- Mogę cię o coś zapytać?
- Już to zrobiłaś. - zauważa, a ja wzruszam ramionami.
- Dlaczego nie poprosisz kogoś innego, chociażby Luke'a albo Jake'a, żeby mnie odwiózł, skoro tak bardzo nie chce ci się tego robić? - pytam z cwaniackim uśmieszkiem.
Widzę jak szczęka Tomlinsona zaciska się, a on rozpaczliwie szuka wyjścia, co daje mi jakąś chorą satysfakcję.
- Nie muszę ci się tłumaczyć. - stwierdza splatając swoje ramiona na klacie.
Podchodzę do niego o kilka kroków tak, że teraz muszę podnieść lekko głowę do góry, żeby patrzeć mu w oczy.
- A ja myślę, że po prostu za mną tęsknisz. - stwierdzam pewnym tonem.
W rzeczywistości jednak nie czułam się ani trochę pewnie. Wszystko się we mnie paliło, a każde słowo które wypowiedziałam sprawiało mi jakiś dziwny ból.
Tak naprawdę po prostu szukałam jakiegoś wytłumaczenia, usprawiedliwienia. Chciałam, żeby przyznał patrząc mi prosto w oczy, że jednak coś znaczę. Chciałam, żeby teraz, w tej chwili, patrząc mi prosto w oczy powiedział coś, co byłoby zaprzeczeniem tego co słyszałam kilka dni temu. Chciałam, żeby tamte słowa były nieprawdą.
- Tęsknię?! Pff, proszę cię! - kpi ze mnie, a mi nagle robi się okropnie zimno. - Po prostu wykonuję swoją robotę. - zapewnia.
Jego oczy są zimne i niewyraźne, jakby zamglone. Mam ochotę krzyczeć i płakać jednocześnie, ale powstrzymuje emocje i obdarzam go najbardziej nienawistnym spojrzeniem na jakie potrafię się zdobyć.
- To nie ma sensu... - prycha pod nosem, odwracając ode mnie wzrok.
- Pieprzony pesymista. - przewracam oczami, a on znowu na mnie spogląda.
- Realista, Black. Realista.
Wchodzę do domu i od razu rzucam swoją torbę na ziemię oraz zdejmuję buty. Idę do kuchni i nastawiam wodę na herbatę. Siadam na wysokim, barowym krześle przy kuchennej wysepce i przeglądam gazetę, która tam leży.
CZARNE CHMURY NAD LONDYNEM!
Ostatnio
dość sporo mówi się o dziwnych, nagłych śmierciach.
Dotychczas
spokojny Londyn, dziś pogrążony jest w ciemnościach i zagadkach.
Tajemnicze
zaginięcia, ciała całkowicie wypite z krwi przez groźne,
niebezpieczne
zwierzę i kłopotliwe zeznania świadków,
którzy
najpierw twierdzą, że na pewno widzieli WAMPIRA,
ale
za chwilę nie są już tego tacy pewni.
Choć
prezydent oraz rada miasta zapewnia,
że
pracują już nad wyjaśnieniem niepokojących wydarzeń,
mieszkańcy
Londynu zaczynają domagać się ochrony,
a
niektórzy nawet uciekają z miasta.
Jak
skończy się ta epidemia strachu?
Czy
powtórzy się historia sprzed osiemnastu lat,
a
Czarna Dama powróci do koszmarów naszych dzieci?
Serce bije mi szybciej kiedy widzę tytuł oraz treść artykułu. Najgorsze jest jednak to, że nic, kompletnie nic nie mogę z tym zrobić. Bo co? Przecież nie wybiję wszystkich wampirów, podczas gdy moja najlepsza przyjaciółka jest jednym z nich?! To absurd...
Niemal dostaję zawału kiedy słyszę cichy głos za sobą.
- Słyszałem o tym.
Jak oparzona odwracam się za siebie i widzę Leona, opierającego się framugę drzwi.
- Nauczyć cię pukać? - pytam z wyrzutem, a Leon robi zboczoną minę.
- Do czego to doszło, żeby kobieta mężczyznę chciała uczyć pukać?!
- Cholera jasna, czy wszyscy mężczyźni są tacy zboczeni?
Skończyło się na tym, że przez następne dziesięć minut każde z nas zadawało kompletnie durne pytania, a druga osoba i tak na nie nie odpowiadała.
- Lubisz budyń? - brunet tym pytaniem zakończył naszą bezsensowną konwersację.
- Zjadłabym budyń. - przyznaję i wstaję z krzesła, aby poszukać deseru.
Dopiero, gdy w jednej z szuflad na przyprawy znajduję torebkę z czekoladowym budyniem przypominam sobie, że przecież miałam się odchudzać. Ostatnio przytyłam pięć kilo i teraz ważę 63,1 kg, co wcale mnie nie uszczęśliwia.
- Nie robisz tego budyniu? - pyta oburzony chłopak, który teraz siedzi na moim wcześniejszym miejscu.
- Nie, jednak przypomniałam sobie, że... nie mogę. - stwierdzam, zanim zdążam ugryźć się w język.
Leon jednak zdaje się być kompletnie niezainteresowany moim podtekstem, więc z ulgą wymalowaną na twarzy udaję się do swojego pokoju, z bratem depczącym mi po piętach. W mojej sypialni spędzamy resztkę dzisiejszego dnia. Generalnie odrabiam lekcje, a Leon wtrąca swoje złośliwe komentarze. Kiedy moja praca domowa jest już przygotowana na jutrzejszy, czwartkowy dzień, postanawiam zejść na dół na kolację.
Leon się zmył, więc mi nie pozostaje nic innego jak usiąść przy stole do wspólnego posiłku wraz z rodzicami, którzy niedawno wrócili. Gdy jestem już na swoim miejscu, nakładam sobie porcję i zaczynam w niej dziubać bez celu. Zauważyłam kątem oka, że mama spogląda znacząco na tatę, co chwilę kiwając głową w moją stronę.
- Dobra, o co chodzi? - pytam bez ogródek, widząc, że jeśli nie zacznę rozmowy do niczego to nie będzie prowadzić.
- Bo widzisz słonko, mamy dla ciebie... wiadomość. - zaczyna mama, a język jej się plącze.
- Słucham. - zachęcam ją podpierając się na łokciach.
- Postanowiliśmy z mamą, że... no bo, eh... - tata próbuje się wysłowić, ale jakoś słabo mu to idzie.
- Przeprowadzamy się. - wyrzuca z siebie mama, a ja wytrzeszczam na nią oczy.
- Co?! Gdzie?! Jak?! Dlaczego?! - rzucam pytaniami na prawo i lewo, nie mogąc uwierzyć w to co się dzieje.
- Uspokój się, skarbie. Stwierdziliśmy, że przyda nam się zmiana. - wyjaśnia tato, próbując mnie uspokoić.
- Jak to "Zmiana"?! Przecież uwielbiacie ten dom! - wewnątrz mnie, aż się gotuje.
- Owszem, uwielbiamy, ale chcemy coś zmienić, odświerzyć. - dodaje mama, a ja zarzucam rękami.
- Ale ja kocham Londyn! Nie możecie mi tego zrobić!
- Kochanie, daj spokój. Poznasz nowych znajomych, nowa szkoła... przyda ci się jakaś zmiana. - próbują mnie przekonać.
Przez kilka sekund, które dłużą się coraz bardziej jestem w głębokim szoku. Nie do końca dociera do mnie, to co właśnie wypowiedziała mama. Dopiero teraz zauważam, że wstaliśmy od stołu. Serce wali mi jak młot, nie umiem pozbierać myśli.
- J-jak to? - wyjąkałam w końcu, czując jak nogi robią mi się z ołowiu.
- Normalnie. - tata uśmiecha się do mnie.
- Pomyśleliśmy, że dobrym miejscem będzie... Hiszpania? - podsunęła mama.
- Hiszpania?! - drę się na całe gardło.
Nie wierzę w to co się dzieje. Owszem, uwielbiałam Hiszpanię. Kochałam jej kulturę, język i piękno, ale nie mogę zostawić tego wszystkiego. Victorii, Luke'a, Akademii.... Louisa.
Tego wieczora do późnej godziny nie mogę zasnąć, ciągle myśląc nad tym wszystkim. Wszystko się zmieni...
Kiedy w końcu udaje mi się zasnąć, śnię o Tomlinsonie. Widzę go jakby przez mgłę, ale dobrze zdaję sobie sprawę z tego, że jest smutny. A potem wypowiada dwa słowa, przez które mam ochotę płakać i drzeć się ze szczęścia jednocześnie.
- Będę tęsknił, skarbie.
Budzę się z głośnym jękiem i wstaję do pozycji siedzącej. Po moim policzku spływa jedna łza, którą szybko wycieram.
Idę do łazienki gdzie myję się dokładnie, a potem ubieram i maluję. Nakładam na siebie podarte, jasne jeansy, kremowy sweter i beżowe trampki. Wpięłam we włosy dwie spinki z kokardkami, i popsikałam się perfumami, które dostałam na urodziny od mamy. Przewiązałam włosy jasnobeżową chustką i zawiązałam ją w kokardkę.
Kiedy docieram do szkoły jestem strasznie zdołowana i smutna. Postanawiam wszystko opowiedzieć Vicky i Luke'owi. Na sam początek szukam blondyna. Gdy znajduję się już blisko jego szafki dostrzegam, że rozmawia z jakimś chłopakiem, odwrócony do mnie tyłem.
Podchodzę do niego od tyłu, a chłopak z którym rozmawia podejrzanie mi się przygląda. Blondyn jest jednak zbyt zajęty gadaniem, żeby spostrzec, że jego kumpel patrzy na mnie.
Zakrywam mu oczy dłońmi i czekam, aż chłopak spróbuje zgadnąć.
- Brzoskwiniowy krem do rąk, do musi być Gabriella. - odzywa się chłopak i zdejmuje z siebie moje dłonie. - Cześć, skarbie. - daje mi całusa w policzek, a ja uśmiecham się do niego promiennie.
- To ja zostawię was samych. - odzywa się chłopak, z którym jeszcze przed chwilą rozmawiał mój przyjaciel.
- Muszę koniecznie z tobą porozmawiać! - informuję go, a uśmiech szybko schodzi z mojej twarzy.
Zanim zdążam wypowiedzieć choćby słowo, do moich uszu dochodzi głośny dźwięk dzwonka.
W mniej niż trzy sekundy, ja i Luke zostajemy rozdzieleni przez tłum uczniów zmierzających do swoich klas. Zrezygnowana udaję się do swojej by, zacząć dzisiejszy dzień od znienawidzonej matematyki.
Po lekcji wpadam na Vicky, która w towarzystwie Malika wychodziła z klasy.
- Tori, możemy pogadać? - pytam z nadzieją, ale nie otrzymuję odpowiedzi, bo blondynka już biegnie za szatynem, posyłając mi szybkie, przepraszające spojrzenie.
Wygląda na to, że muszę pokonać smutek sama...
Niemal dostaję zawału kiedy słyszę cichy głos za sobą.
- Słyszałem o tym.
Jak oparzona odwracam się za siebie i widzę Leona, opierającego się framugę drzwi.
- Nauczyć cię pukać? - pytam z wyrzutem, a Leon robi zboczoną minę.
- Do czego to doszło, żeby kobieta mężczyznę chciała uczyć pukać?!
- Cholera jasna, czy wszyscy mężczyźni są tacy zboczeni?
Skończyło się na tym, że przez następne dziesięć minut każde z nas zadawało kompletnie durne pytania, a druga osoba i tak na nie nie odpowiadała.
- Lubisz budyń? - brunet tym pytaniem zakończył naszą bezsensowną konwersację.
- Zjadłabym budyń. - przyznaję i wstaję z krzesła, aby poszukać deseru.
Dopiero, gdy w jednej z szuflad na przyprawy znajduję torebkę z czekoladowym budyniem przypominam sobie, że przecież miałam się odchudzać. Ostatnio przytyłam pięć kilo i teraz ważę 63,1 kg, co wcale mnie nie uszczęśliwia.
- Nie robisz tego budyniu? - pyta oburzony chłopak, który teraz siedzi na moim wcześniejszym miejscu.
- Nie, jednak przypomniałam sobie, że... nie mogę. - stwierdzam, zanim zdążam ugryźć się w język.
Leon jednak zdaje się być kompletnie niezainteresowany moim podtekstem, więc z ulgą wymalowaną na twarzy udaję się do swojego pokoju, z bratem depczącym mi po piętach. W mojej sypialni spędzamy resztkę dzisiejszego dnia. Generalnie odrabiam lekcje, a Leon wtrąca swoje złośliwe komentarze. Kiedy moja praca domowa jest już przygotowana na jutrzejszy, czwartkowy dzień, postanawiam zejść na dół na kolację.
Leon się zmył, więc mi nie pozostaje nic innego jak usiąść przy stole do wspólnego posiłku wraz z rodzicami, którzy niedawno wrócili. Gdy jestem już na swoim miejscu, nakładam sobie porcję i zaczynam w niej dziubać bez celu. Zauważyłam kątem oka, że mama spogląda znacząco na tatę, co chwilę kiwając głową w moją stronę.
- Dobra, o co chodzi? - pytam bez ogródek, widząc, że jeśli nie zacznę rozmowy do niczego to nie będzie prowadzić.
- Bo widzisz słonko, mamy dla ciebie... wiadomość. - zaczyna mama, a język jej się plącze.
- Słucham. - zachęcam ją podpierając się na łokciach.
- Postanowiliśmy z mamą, że... no bo, eh... - tata próbuje się wysłowić, ale jakoś słabo mu to idzie.
- Przeprowadzamy się. - wyrzuca z siebie mama, a ja wytrzeszczam na nią oczy.
- Co?! Gdzie?! Jak?! Dlaczego?! - rzucam pytaniami na prawo i lewo, nie mogąc uwierzyć w to co się dzieje.
- Uspokój się, skarbie. Stwierdziliśmy, że przyda nam się zmiana. - wyjaśnia tato, próbując mnie uspokoić.
- Jak to "Zmiana"?! Przecież uwielbiacie ten dom! - wewnątrz mnie, aż się gotuje.
- Owszem, uwielbiamy, ale chcemy coś zmienić, odświerzyć. - dodaje mama, a ja zarzucam rękami.
- Ale ja kocham Londyn! Nie możecie mi tego zrobić!
- Kochanie, daj spokój. Poznasz nowych znajomych, nowa szkoła... przyda ci się jakaś zmiana. - próbują mnie przekonać.
Przez kilka sekund, które dłużą się coraz bardziej jestem w głębokim szoku. Nie do końca dociera do mnie, to co właśnie wypowiedziała mama. Dopiero teraz zauważam, że wstaliśmy od stołu. Serce wali mi jak młot, nie umiem pozbierać myśli.
- J-jak to? - wyjąkałam w końcu, czując jak nogi robią mi się z ołowiu.
- Normalnie. - tata uśmiecha się do mnie.
- Pomyśleliśmy, że dobrym miejscem będzie... Hiszpania? - podsunęła mama.
- Hiszpania?! - drę się na całe gardło.
Nie wierzę w to co się dzieje. Owszem, uwielbiałam Hiszpanię. Kochałam jej kulturę, język i piękno, ale nie mogę zostawić tego wszystkiego. Victorii, Luke'a, Akademii.... Louisa.
Tego wieczora do późnej godziny nie mogę zasnąć, ciągle myśląc nad tym wszystkim. Wszystko się zmieni...
Kiedy w końcu udaje mi się zasnąć, śnię o Tomlinsonie. Widzę go jakby przez mgłę, ale dobrze zdaję sobie sprawę z tego, że jest smutny. A potem wypowiada dwa słowa, przez które mam ochotę płakać i drzeć się ze szczęścia jednocześnie.
- Będę tęsknił, skarbie.
Budzę się z głośnym jękiem i wstaję do pozycji siedzącej. Po moim policzku spływa jedna łza, którą szybko wycieram.
Idę do łazienki gdzie myję się dokładnie, a potem ubieram i maluję. Nakładam na siebie podarte, jasne jeansy, kremowy sweter i beżowe trampki. Wpięłam we włosy dwie spinki z kokardkami, i popsikałam się perfumami, które dostałam na urodziny od mamy. Przewiązałam włosy jasnobeżową chustką i zawiązałam ją w kokardkę.
Kiedy docieram do szkoły jestem strasznie zdołowana i smutna. Postanawiam wszystko opowiedzieć Vicky i Luke'owi. Na sam początek szukam blondyna. Gdy znajduję się już blisko jego szafki dostrzegam, że rozmawia z jakimś chłopakiem, odwrócony do mnie tyłem.
Podchodzę do niego od tyłu, a chłopak z którym rozmawia podejrzanie mi się przygląda. Blondyn jest jednak zbyt zajęty gadaniem, żeby spostrzec, że jego kumpel patrzy na mnie.
Zakrywam mu oczy dłońmi i czekam, aż chłopak spróbuje zgadnąć.
- Brzoskwiniowy krem do rąk, do musi być Gabriella. - odzywa się chłopak i zdejmuje z siebie moje dłonie. - Cześć, skarbie. - daje mi całusa w policzek, a ja uśmiecham się do niego promiennie.
- To ja zostawię was samych. - odzywa się chłopak, z którym jeszcze przed chwilą rozmawiał mój przyjaciel.
- Muszę koniecznie z tobą porozmawiać! - informuję go, a uśmiech szybko schodzi z mojej twarzy.
Zanim zdążam wypowiedzieć choćby słowo, do moich uszu dochodzi głośny dźwięk dzwonka.
W mniej niż trzy sekundy, ja i Luke zostajemy rozdzieleni przez tłum uczniów zmierzających do swoich klas. Zrezygnowana udaję się do swojej by, zacząć dzisiejszy dzień od znienawidzonej matematyki.
Po lekcji wpadam na Vicky, która w towarzystwie Malika wychodziła z klasy.
- Tori, możemy pogadać? - pytam z nadzieją, ale nie otrzymuję odpowiedzi, bo blondynka już biegnie za szatynem, posyłając mi szybkie, przepraszające spojrzenie.
Wygląda na to, że muszę pokonać smutek sama...
_________________________
Na wstępie chciałabym wam przedstawić jak się sprawy mają!
Pod ostatnim rozdziałem, dostałam niemałego szoku, ponieważ Rozdział 7 został wyświetlony ponad 300 razy!
Ostatnie kilka rozdziałów ma podobne wyniki, bo aż ponad 200 wyświetleń!
Dziękuję wam! Jesteście niesamowici!
Ale nie zapominajcie, że jeśli nie wbijecie dostatecznej liczby komentarzy, to nie ukaże się kolejny rozdział :)
#2
Nieeeeeeee!!!! Ona nie może się wyprowadzić :( błagam niech jej rodzice zdecydują się zostać....albo niech ona zostanie w Londynie......albo niech Louis zaproponuje, że z nią zostanie xd tak wiem to głupie ale ona nie może się tak po prostu wyprowadzić :( a tak poza tym to fajnie wyszedł ten rozdział :) z resztą tak jak wszystkie :) i mam wrażenie, że Lou jednak zależy na Gabi xd mam nadzieję, że tak jest :* szybko dodawaj następny bo nie wytrzymam xd
OdpowiedzUsuńTak, wyprowadzka dosyć skomplikuje sprawę. Zwłaszcza, że w następnym rozdziale dowiecie się czegoś co jeszcze bardziej utrudni Gabi kontakt z "jej światem". Taki mały spoiler...
UsuńDobra jak już tak zaczęłam spoilerować to powiem, że będzie gorąco ^^
Pozdrawiam serdecznie i zachęcam do częstszego komentowania :**
บริการ สล็อต slot ด้วยระบบเกมใหม่ปัจจุบันของพวกเรา ได้ปรับปรุงแก้ไขให้มีความเสถียรภาพมากยิ่งขึ้น PG SLOT เล่นสล็อตผ่านมือถือ ก็ไม่มีหลุด เล่นได้ทุกระบบปฏิบัติการ จะเล่นโทรศัพท์มือถือเครื่องไหน คอมจำพวกใด
OdpowiedzUsuń