"Więźniem własnych uczuć"
P.O.V Gabriella
Patrzę na gwiazdy pod baldachimem liści i myślę o tym wszystkim. Louis już dawno śpi, ale mnie Morfeusz jeszcze nie zaprosił do swojej krainy.
Tomlinson jest chłopakiem, którego trudno rozgryźć. Czasem ma humorki i jest nie do przebicia, ale zdecydowanie częściej jest wesołym, zabawnym i uroczym chłopakiem, w którym coraz bardziej się... zakochuję. Kiedy się uśmiecha mam ochotę śmiać się razem z nim, nawet gdyby robił to na czyimś pogrzebie. Jego dotyk sprawia, że moje ciało albo drętwieje, albo robi się przyjemnie gorące. Jego ramiona otulające moje ciało to marzenie każdego mojego poranka, a kiedy patrzę w jego oczy to tak jakbym miała w nie patrzeć do końca moich dni. Czuję się taka... inna.
Sama chyba nieświadoma tego, że zamknęłam oczy, po prostu odpłynęłam...
Następnego dnia, kiedy wstałam było już dość późno. Hades leżał obok mnie i pilnował. Aya piła wodę nad rzeką, a Louis... Louisa nie było.
Wstałam na równe nogi i zaczęłam się gorączkowo rozglądać. Pewnie coś mu się stało... został porwany...
Natychmiast przed oczami stanęła mi scena sprzed kilku dni, kiedy walczyliśmy pod lasem z kilkunastoma zombie... I kiedy ratowałam Louisa.
W oczach pojawiły się pierwsze łzy, które z trudem powstrzymałam.
Będziesz teraz płakać?!
Nie bądź śmieszna i tak już wszyscy mają cię za małą dziewczynkę...
Natychmiast przed oczami stanęła mi scena sprzed kilku dni, kiedy walczyliśmy pod lasem z kilkunastoma zombie... I kiedy ratowałam Louisa.
W oczach pojawiły się pierwsze łzy, które z trudem powstrzymałam.
Będziesz teraz płakać?!
Nie bądź śmieszna i tak już wszyscy mają cię za małą dziewczynkę...
- Gabi, wstałaś już. - usłyszałam jego głos. Odwróciłam się do niego przodem. Miał zaspane oczy i mało widoczne zmarszczki na czole. Martwił się czymś...
- Co się stało? - pytam bez ogródek. Patrzy na mnie zdziwiony, ale widzę, że próbuje coś zatuszować.
- Nic, po prostu nie mogłem spać. - uspokajał mnie.
- Kłamiesz - stwierdzam i zagryzam dolną wargę.
- Gabi... - wzdycha obojętnie. To chyba znak rezygnacji.
- Tommo powiedz... - Proszę marszcząc brwi.
Podchodzę do niego bliżej i kładę mu dłonie na klatce piersiowej. Czuję pod palcami jak wciąga powietrze.
Louis ma na sobie czarny T-shirt, który mocno opinia się na jego torsie pokazując dokładnie wszystkie mięśnie. Na odsłoniętych ramionach widzę masę ciekawych i po prostu cudownych tatuaży. Kiedy je widzę mam ochotę przestudiować każdy z nich i dowiedzieć się jakie ma znaczenie.
Z zamyślenia wyrywa mnie zdegustowany głos Tommo.
- Słyszałem coś... Poszedłem do sprawdzić i...
- I? - Ponagliłam go niecierpliwiąc się.
Westchnął po raz kolejny i spojrzał na mnie.
W jego pięknych zielono-błękitnych oczach, które tak uwielbiałam teraz kręciła się niepewność i ryzyko.
W tamtej chwili zdałam sobie sprawę z tego jak bardzo chcę go przejrzeć. Tak bardzo pochłonęła mnie chęć poznania go, że nie skupiałam się już na niczym innym.
- Gdzieś niedaleko jest gniazdo zombie. - Mówi na jedym wydechu.
Kiedy sens jego słów dociera do mojej podświadomości mocno wyciągam powietrze i sama nieświadoma tego co robię zatrzymuję je w płucach.
Dopiero po chwili wypuszczam je i patrzę na Louisa wzrokiem przepełnionym ciekawością i oburzeniem jednocześnie.
Zostałem z nią sam, to dobra okazja.
Okazja do czego?
Do wyrwania kolejnej dupy na jedną noc?
I tu pojawia się ten dziwny problem, który nęka mnie od jakiegoś czasu.
Tym razem to nie o to chodzi.
Jestem wściekły na Zayna, że tak po prostu mnie zostawił. Ale z drugiej strony rozumiem go. Troszczył się o Catherine... Z kolei ona nie miała żadnych powodów by tak po prostu odejść. Ale zapewne strach przemówił przez nią do szpiku kości...
Czasami wydaje mi się, że już nie jest tą Cath, którą znałem kiedyś. Kiedy zobaczyłem ją po raz pierwszy widziałem w niej dziewczynę, która zawsze stoi murem za swoimi racjami. Trzeba przyznać, że Catherine była piękną, zdeterminowaną i arogancką dziewczyną. Wpadła mi w oko, ale była kolejną głupią i naiwną, która dała się podejść jak małolata. To miała być zabawka...kolejna do kolekcji.
Zayn nie był zadowolony z tego, że umawiałem się z jego siostrą, ale nic nie mógł na to poradzić. Czasem potrafię być naprawdę uparty i zarazem przekonujący.
Doszło do niewielkiej bójki między mną a Malikem, ale wszystko i tak poszło w niepamięć.
Moje życie jakoś specjalnie mnie nie rozpieszczało. Zawsze byłem tym Tomlinsonem, który nie znał zasad i nie dało się go "poskromić".
Kiedy miałem cztery lata moi rodzice przynieśli mi na świat Natalie, moją siostrę tłumacząc, że czwartego kwietnia "przyniósł ją bocian". Wtedy w to wierzyłem...
Ja i Nat zawsze byliśmy ze sobą blisko. Gdzie ona tam ja, co moje to jej. Taki mały skarb, jak to zawsze powtarzała mama.
Moja matka, Caroline, zawsze widziała świat w różowych barwach. Gdzie nie poszła tam zawsze uśmiechała się przyjaźnie i śmiała nawet z najmniej śmiesznych żartów. Ze zwykłej uprzejmości... Dla niej być smutnym znaczyło coś naprawdę strasznego.
Głupie...
A potem zginęła... Jak?
Tak jak zginęła połowa magicznego wymiaru... Demony.
Demony to postacie, które wysyłają z ciebie wszystko to co jest piękne i takie tam...
A potem zabijają. Są trochę jak dementorzy, ale oni są jakieś sto razy gorsi i bardziej niebezpieczni. Tyle, że...dawno wymarły.
Kiedy moja matka umarła miałem piętnaście lat, a Nat miała jedenaście. Dla niej to był tak duży wstrząs, że przez pół roku chodziła na psychoterapię. Ojciec przestał się odzywać słowem, po prostu zamknął się w sobie i chciał zapomnieć...
A ja?
Ja byłem tym kim byłem. Tym kim jestem teraz.
Często myślę o Natalie, która teraz mieszka z babcią w Dancaster. Mam nadzieję, że nie brakuje jej tam niczego co powinna mieć. Mam nadzieję, że się trzyma... I że ma siłę by mi kiedyś wybaczyć.
Zostawiłem ją samą w momencie, w którym potrzebowała mnie najbardziej.
Egoista...
Pisałem, dzwoniłem...
Cisza.
I w sumie się nie dziwię, postąpił bym tak samo.
Ale to nie zmienia faktu, że Nat jest jedyną osobą... Którą kocham.
Kiedy matka umarła ojciec chciał wyjechać do Hiszpanii, stamtąd pochodzi. No i wyjechał, tyle że sam.
Natalie nie chciała wyjeżdżać ze względu na przyjaciół i szkołę. Poza tym jej terapia jeszcze trwała.
Ojciec przewidział, że będziemy chcieli zostać. Więc ja i Nat zostaliśmy u babci, a on wyjechał.
Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy jaka była przyczyna śmierci mamy. Policja prowadziła śledztwo, a my czekaliśmy.
Byłem głupim, ciekawskim piętnastolatkiem, który za wszelką cenę chciał wiedzieć co stało się z jego matką.
Dowiedziałem się...
I wtedy poznałem Zayna. Wychowany w rodzinie Zabójców, wiedział o demonami wszystko.
Ja też stałem się jednym z nich...
Stałem się Zabójcą, czyli kimś kto ma za cel zabić każdego demona, którego spotka na swojej drodze.
Z początku chodziło tylko o zemstę. Potem zobaczyłem na własne oczy co robią demony z ludźmi. Wtedy nie chodziło już tylko o mamę.
Poszedłem do Akademii i tam nauczyłem się wszystkiego.
Tam poznałem Alice.
Wredna, arogancka, egoistyczna była dokładnym odbiciem w lustrze typowego Louisa Tomlinsona.
Miała w sobie coś czego nie miała żadna inna. Przyciągała mnie. Ona jako jedyna była dla mnie kimś więcej. Ona jako jedyna umiała się oprzeć, odepchnąć mnie.
To chyba sprawiło, że tak bardzo chciałem ją mieć.
Szkoda, że tym razem to ja byłem tą "zabawką". Poczułem jak to jest być oszukanym i znienawidziłem Alice. Ale potem zdałem sobie sprawę, że nie nienawidzę jej, tylko tego cholernego uczucia, tej popieprzonej miłości, którą ją obdarzyłem.
Tak to już jest...
A potem pojawiła się Gabriella. Dostałem zadanie, miałem jej pilnować. Profesor Aidan twierdził, że będzie miała kłopoty... że wreszcie musi się dowiedzieć.
No i miał rację, zresztą jak zawsze.
Obserwowałem ją w szkole, na szczęście chodzimy tam razem, więc miałem dużo łatwiej.
Nie znałem jej, szczerze to nie interesowała mnie na początku.
Ale kiedy ją uratowałem na tej imprezie, kiedy pierwszy raz leżała w Akademii w skrzydle szpitalnym...
Sprzeciwiła się.
Nie podlizywała się, nie traktowała mnie jak kogoś lepszego.
Była opryskliwa i pewna siebie.
Taką ją lubię.
Dziwnie się przy niej czuję. W dobrym znaczeniu tych słów, bo kiedy jest przy mnie mam ochotę się śmiać choćby nie wiem co. Jej oczy... och, ten błękit po prostu zwala z nóg. Rozpala mnie choć sama o tym nie wie. Jest dla mnie jak narkotyk...
Tomlinson, ogarnij się!
To tylko dziewczyna...
Uśmiecham się cwaniacko, choć i tak tego nie zauważa i obchodzę go, by zacząć pakować nasze rzeczy.
Postanowiłam jednak skorzystać z faktu, że mnie teraz nie słucha i rozmyśla o Bóg wie czym, aby wreszcie się umyć. Biorę więc jeden z ręczników, które dostaliśmy od Tobiasa i Sophie i idę nad rzekę.
Myję się dokładnie, zasłonięta jakimiś krzakami, których tutaj jest pełno. Lodowata woda pięsci każdy skrawek mojego nagiego ciała. Kiedy moja kąpiel dobiega końca szybko się wycieram i ubieram w brudne ubrania.
Bardzo logicznie.
No ale cóż, inaczej się nie da.
Budzę Louisa z transu i śmieję się jak opętana kiedy widzę, że nie ruszył się nawet o milimetr od kiedy stałam obok niego. Zdezorientowany patrzy na mnie i nic nie mówiąc idzie zabrać ode mnie kilka rzeczy.
Jedzenia nie mamy zbyt wiele, ale myślę, że wystarczy. Na razie dobrze nam idzie, więc chyba nie mamy się czym martwić.
Do czasu... - podsunął jakiś nieznośny głosik w mojej głowie. Szybko odtrąciłam go jak natrętną muchę i wsiadłam na Hadesa. Ogier zarżał wesoło i zaczął dziwnie podrygiwać w miejscu.
- Chciałoby się pobiegać co? - pytam z uśmiechem, a Hades prycha cicho.
Rozważam wszystkie opcje, by po chwili znów uśmiechnąć się pod nosem i strzelić z uzdy.
Hades rży głośno i biegnie przed siebie. Odwracam się za siebie, żeby zobaczyć reakcję Louisa.
Myślałam, że będzie gorzej. Tommo klnie pod nosem, co wnioskuję bo kwaśnej minie i mamrotaniu. Potem szybko wsiada na Ayę i już z cwanym uśmieszkiem rusza za mną.
- Hades, Aya na szóstej! - wołam i śmieję się.
Wiatr mierzwi mi włosy i plącze je wymyślając swoją własną fryzurę. Podskakuję w siodle i mknę naprawdę szybko. Mijamy drzewa, stawy i przeskakujemy rzekę. Tomlinson i Aya depczą na po piętach, a raczej kopytach.
Biegniemy tak dobre dwie godziny. Tyłek boli mnie od siodła, Hades chyba też chciałby je zdjąć. Zaczyna być cholernie zimno, ziemia jest szara i popękana, trochę jak na Pustyni Skalistej, tylko że tam ziemia jest brązowa, a tutaj - zdecydowanie czarna. Nie ma tu roślin, tylko kilka ogromnych, uschniętych i martwych drzew.
Teraz idziemy wzdłuż szerokiej i ciemnej jak węgiel rzeki Miedo. Tak wiem, ciekawa nazwa.
Tyle, że ta rzeka jest naprawdę straszna. Ciemna, mroczna i zimna. Jednym słowem - po prostu okropna.
Schodzę z Hadesa i prowadząc go za uzdę idę dalej.
Louis idzie bez zmrużenia okiem obok Ayi i rozgląda się na wszystkie strony. Sama nieświadoma tego co robię zaczęłam mu się przyglądać.
Jego ciemne włosy sterczały na wszystkie strony, tym samym dodając Louisowi uroku. Jego nieziemskie oczy wpatrzone są w jego czarne, rozwalone, brudne adidasy. Czarna, skórzana kurtka, podobna do tej, którą teraz mam na sobie, jest cała brudna i w niektórych miejscach postrzępiona. Z moją nie jest lepiej. Na jego policzku widzę lekką szramę, ale jest zaschnięta więc musiał zrobić sobie ją kilka dni temu. Ciemne spodnie mają kilka dziur, ale teraz są takie modne.
Wzdycham przeciągle, co nie uchodzi uwadze bruneta.
Zdałam sobie sprawę jak bardzo Louis mi pomógł, zostając ze mną. Gdyby nie było go obok, nie wiem jak dałabym sobie radę. I choć nie przyznam tego na głos (co to to nie!) to jestem mu naprawę wdzięczna.
Zwalniam kroku i siadam nad brzegiem Miedo. Tommo zdziwiony moim nagłym postojem siada obok mnie. Hades i Aya mierzą się wzrokiem przez chwilę, a potem każde z nich idzie w swoją stronę, kładąc się obok swojego "właściciela".
- Co jest? - pyta bez ogródek.
- Chciałam... to znaczy... - słowa jakimś cudem grzęzną mi w gardle. Nie chcę tego mówić, ale wiem, że tak wypada.
Patrzę w głęboką i przerażającą toń rzeki. Nie wiem co czeka nas w Sombrze. Nie wiem czy dożyjemy jutra. Ale kiedy tylko pomyślę o Victorii... serce mi pęka i wybuchają we mnie okropne wyrzuty sumienia, że zajęłam się tym dopiero teraz. To przez mnie moja najlepsza przyjaciółka teraz cierpi. Nie wiem po co im była. Może jest żywą przynętą? Tak czy siak, nie zdziwię się jeśli nie będzie chciała już mojej przyjaźni.
- Mów. - pogania mnie Tommo, niecierpliwiąc się.
- Wracaj do domu. - mówię na jednym wydechu.
Dopiero teraz jestem wstanie podnieść wzrok. Jego piękne tęczówki przepełnione są oburzeniem, złością i wyrzutem.
- Zwariowałaś?! - pyta unosząc głos, a ja się kulę w sobie.
- N-nie. - mamroczę.
Znów spuszczam wzrok i patrzę na własne dłonie. Jego głos mnie przeraża.
Będziesz tchórzyć? - pyta ten okropny głosik gdzieś na dnie mojego umysłu.
Znów stchórzysz? Ha!
Jesteś...
Kręcę głową. Nie powie tego, nie ośmieli się.
Jesteś tchórzem.
Zalewa mnie fala gniewu. Nie jestem tchórzem! Nie jestem!
Nawet nie zauważam jak zaciskam dłonie w pięści. Mam ochotę krzyczeć, czuję jak oczy zachodzą mi łzami, tak gorącymi jak... jak ogień.
Szybko wycieram oczy i czuję jak łzy o temperaturze równej żywym płomieniom wsiąkają w moją skórę, parzą mnie. Nie zwracam na to najmniejszej uwagi.
- Mówię poważnie - odzywam się, a mój głos, ku mojemu przerażeniu, brzmi bardzo słabo.
Muszę się ogarnąć.
- Idź, wracaj. - dodaję już nieco mocniej.
Louis kręci głową. Ma minę jakby zaraz miał zdzielić mnie w twarz.
Ale on nie podnosi ręki, nie bierze zamachu, nawet się nie poruszył. Szuka mojego wzroku, ale ja uparcie patrzę w wodę. W końcu podnosi mój podbródek dwoma palcami i zmusza mnie bym spojrzała mu w oczy.
Jego są takie silne. Takie mocne, mają taką siłę.
A moje?
Słabe, załzawione.
Dlaczego płaczesz?!
Nie mazgaj się tak!
Płaczesz jak dziecko!
Cisza! Błagam, niech będzie cisza!
Patrzę w jego oczy i czuję jak napływa do mnie jego siła. Jest tak blisko...
Przez sekundę patrzę na jego usta. Takie przyzywające. Tak blisko...
Louis nie zabiera dłoni z mojej twarzy, wręcz przeciwnie - delikatnie gładzi mój policzek. Skóra pod jego dotykiem przyjemnie wrze, a na sercu robi mi się bardzo ciepło.
Ale dlaczego?
Nie powinnam się tak czuć!
Ale on jest tak blisko...
Choć wciąż za daleko.
Wracam do was z kolejnym rozdziałem prosto z gorących i pięknych Mazur.
Uwierzcie mi, że to były wakacje, które zapamiętam na długo.
Po pierwsze -> piękne jeziora, po prostu cuuudo *_*
Po drugie -> obtarte dłonie od lin i innych rzeczy :)
Po trzecie -> pierwszy poważny uraz = skręcona kostka xd
To trzecie jest po prostu masakrą, bo dziewiątego lipca jadę (miałam jechać, ale nie wiem) na obóz taneczny do Krasnobrodu. Tak strasznie chciałam jechać!!!
Dobra, koniec gadki szmatki :)
Jak wam się podobał rozdział?
Piszcie w komentarzach i pamiętajcie - DLA WAS TO SEKUNDA, A DLA MNIE MOTYWACJA!!!
Lecę pisać nexta ;*
Buźki,
The Dream.
- Gabi... - wzdycha obojętnie. To chyba znak rezygnacji.
- Tommo powiedz... - Proszę marszcząc brwi.
Podchodzę do niego bliżej i kładę mu dłonie na klatce piersiowej. Czuję pod palcami jak wciąga powietrze.
Louis ma na sobie czarny T-shirt, który mocno opinia się na jego torsie pokazując dokładnie wszystkie mięśnie. Na odsłoniętych ramionach widzę masę ciekawych i po prostu cudownych tatuaży. Kiedy je widzę mam ochotę przestudiować każdy z nich i dowiedzieć się jakie ma znaczenie.
Z zamyślenia wyrywa mnie zdegustowany głos Tommo.
- Słyszałem coś... Poszedłem do sprawdzić i...
- I? - Ponagliłam go niecierpliwiąc się.
Westchnął po raz kolejny i spojrzał na mnie.
W jego pięknych zielono-błękitnych oczach, które tak uwielbiałam teraz kręciła się niepewność i ryzyko.
W tamtej chwili zdałam sobie sprawę z tego jak bardzo chcę go przejrzeć. Tak bardzo pochłonęła mnie chęć poznania go, że nie skupiałam się już na niczym innym.
- Gdzieś niedaleko jest gniazdo zombie. - Mówi na jedym wydechu.
Kiedy sens jego słów dociera do mojej podświadomości mocno wyciągam powietrze i sama nieświadoma tego co robię zatrzymuję je w płucach.
Dopiero po chwili wypuszczam je i patrzę na Louisa wzrokiem przepełnionym ciekawością i oburzeniem jednocześnie.
P.O.V. Louis
Kiedy jest tak blisko mnie czuję, że wreszcie powinienem coś zrobić. Zostałem z nią sam, to dobra okazja.
Okazja do czego?
Do wyrwania kolejnej dupy na jedną noc?
I tu pojawia się ten dziwny problem, który nęka mnie od jakiegoś czasu.
Tym razem to nie o to chodzi.
Jestem wściekły na Zayna, że tak po prostu mnie zostawił. Ale z drugiej strony rozumiem go. Troszczył się o Catherine... Z kolei ona nie miała żadnych powodów by tak po prostu odejść. Ale zapewne strach przemówił przez nią do szpiku kości...
Czasami wydaje mi się, że już nie jest tą Cath, którą znałem kiedyś. Kiedy zobaczyłem ją po raz pierwszy widziałem w niej dziewczynę, która zawsze stoi murem za swoimi racjami. Trzeba przyznać, że Catherine była piękną, zdeterminowaną i arogancką dziewczyną. Wpadła mi w oko, ale była kolejną głupią i naiwną, która dała się podejść jak małolata. To miała być zabawka...kolejna do kolekcji.
Zayn nie był zadowolony z tego, że umawiałem się z jego siostrą, ale nic nie mógł na to poradzić. Czasem potrafię być naprawdę uparty i zarazem przekonujący.
Doszło do niewielkiej bójki między mną a Malikem, ale wszystko i tak poszło w niepamięć.
Moje życie jakoś specjalnie mnie nie rozpieszczało. Zawsze byłem tym Tomlinsonem, który nie znał zasad i nie dało się go "poskromić".
Kiedy miałem cztery lata moi rodzice przynieśli mi na świat Natalie, moją siostrę tłumacząc, że czwartego kwietnia "przyniósł ją bocian". Wtedy w to wierzyłem...
Ja i Nat zawsze byliśmy ze sobą blisko. Gdzie ona tam ja, co moje to jej. Taki mały skarb, jak to zawsze powtarzała mama.
Moja matka, Caroline, zawsze widziała świat w różowych barwach. Gdzie nie poszła tam zawsze uśmiechała się przyjaźnie i śmiała nawet z najmniej śmiesznych żartów. Ze zwykłej uprzejmości... Dla niej być smutnym znaczyło coś naprawdę strasznego.
Głupie...
A potem zginęła... Jak?
Tak jak zginęła połowa magicznego wymiaru... Demony.
Demony to postacie, które wysyłają z ciebie wszystko to co jest piękne i takie tam...
A potem zabijają. Są trochę jak dementorzy, ale oni są jakieś sto razy gorsi i bardziej niebezpieczni. Tyle, że...dawno wymarły.
Kiedy moja matka umarła miałem piętnaście lat, a Nat miała jedenaście. Dla niej to był tak duży wstrząs, że przez pół roku chodziła na psychoterapię. Ojciec przestał się odzywać słowem, po prostu zamknął się w sobie i chciał zapomnieć...
A ja?
Ja byłem tym kim byłem. Tym kim jestem teraz.
Często myślę o Natalie, która teraz mieszka z babcią w Dancaster. Mam nadzieję, że nie brakuje jej tam niczego co powinna mieć. Mam nadzieję, że się trzyma... I że ma siłę by mi kiedyś wybaczyć.
Zostawiłem ją samą w momencie, w którym potrzebowała mnie najbardziej.
Egoista...
Pisałem, dzwoniłem...
Cisza.
I w sumie się nie dziwię, postąpił bym tak samo.
Ale to nie zmienia faktu, że Nat jest jedyną osobą... Którą kocham.
Kiedy matka umarła ojciec chciał wyjechać do Hiszpanii, stamtąd pochodzi. No i wyjechał, tyle że sam.
Natalie nie chciała wyjeżdżać ze względu na przyjaciół i szkołę. Poza tym jej terapia jeszcze trwała.
Ojciec przewidział, że będziemy chcieli zostać. Więc ja i Nat zostaliśmy u babci, a on wyjechał.
Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy jaka była przyczyna śmierci mamy. Policja prowadziła śledztwo, a my czekaliśmy.
Byłem głupim, ciekawskim piętnastolatkiem, który za wszelką cenę chciał wiedzieć co stało się z jego matką.
Dowiedziałem się...
I wtedy poznałem Zayna. Wychowany w rodzinie Zabójców, wiedział o demonami wszystko.
Ja też stałem się jednym z nich...
Stałem się Zabójcą, czyli kimś kto ma za cel zabić każdego demona, którego spotka na swojej drodze.
Z początku chodziło tylko o zemstę. Potem zobaczyłem na własne oczy co robią demony z ludźmi. Wtedy nie chodziło już tylko o mamę.
Poszedłem do Akademii i tam nauczyłem się wszystkiego.
Tam poznałem Alice.
Wredna, arogancka, egoistyczna była dokładnym odbiciem w lustrze typowego Louisa Tomlinsona.
Miała w sobie coś czego nie miała żadna inna. Przyciągała mnie. Ona jako jedyna była dla mnie kimś więcej. Ona jako jedyna umiała się oprzeć, odepchnąć mnie.
To chyba sprawiło, że tak bardzo chciałem ją mieć.
Szkoda, że tym razem to ja byłem tą "zabawką". Poczułem jak to jest być oszukanym i znienawidziłem Alice. Ale potem zdałem sobie sprawę, że nie nienawidzę jej, tylko tego cholernego uczucia, tej popieprzonej miłości, którą ją obdarzyłem.
Tak to już jest...
A potem pojawiła się Gabriella. Dostałem zadanie, miałem jej pilnować. Profesor Aidan twierdził, że będzie miała kłopoty... że wreszcie musi się dowiedzieć.
No i miał rację, zresztą jak zawsze.
Obserwowałem ją w szkole, na szczęście chodzimy tam razem, więc miałem dużo łatwiej.
Nie znałem jej, szczerze to nie interesowała mnie na początku.
Ale kiedy ją uratowałem na tej imprezie, kiedy pierwszy raz leżała w Akademii w skrzydle szpitalnym...
Sprzeciwiła się.
Nie podlizywała się, nie traktowała mnie jak kogoś lepszego.
Była opryskliwa i pewna siebie.
Taką ją lubię.
Dziwnie się przy niej czuję. W dobrym znaczeniu tych słów, bo kiedy jest przy mnie mam ochotę się śmiać choćby nie wiem co. Jej oczy... och, ten błękit po prostu zwala z nóg. Rozpala mnie choć sama o tym nie wie. Jest dla mnie jak narkotyk...
Tomlinson, ogarnij się!
To tylko dziewczyna...
P.O.V. Gabriella
Patrzę na niego i czekam aż coś powie. Widocznie odpłynął do swojego świata i nie kontaktuje w tej chwili. Uśmiecham się cwaniacko, choć i tak tego nie zauważa i obchodzę go, by zacząć pakować nasze rzeczy.
Postanowiłam jednak skorzystać z faktu, że mnie teraz nie słucha i rozmyśla o Bóg wie czym, aby wreszcie się umyć. Biorę więc jeden z ręczników, które dostaliśmy od Tobiasa i Sophie i idę nad rzekę.
Myję się dokładnie, zasłonięta jakimiś krzakami, których tutaj jest pełno. Lodowata woda pięsci każdy skrawek mojego nagiego ciała. Kiedy moja kąpiel dobiega końca szybko się wycieram i ubieram w brudne ubrania.
Bardzo logicznie.
No ale cóż, inaczej się nie da.
Budzę Louisa z transu i śmieję się jak opętana kiedy widzę, że nie ruszył się nawet o milimetr od kiedy stałam obok niego. Zdezorientowany patrzy na mnie i nic nie mówiąc idzie zabrać ode mnie kilka rzeczy.
Jedzenia nie mamy zbyt wiele, ale myślę, że wystarczy. Na razie dobrze nam idzie, więc chyba nie mamy się czym martwić.
Do czasu... - podsunął jakiś nieznośny głosik w mojej głowie. Szybko odtrąciłam go jak natrętną muchę i wsiadłam na Hadesa. Ogier zarżał wesoło i zaczął dziwnie podrygiwać w miejscu.
- Chciałoby się pobiegać co? - pytam z uśmiechem, a Hades prycha cicho.
Rozważam wszystkie opcje, by po chwili znów uśmiechnąć się pod nosem i strzelić z uzdy.
Hades rży głośno i biegnie przed siebie. Odwracam się za siebie, żeby zobaczyć reakcję Louisa.
Myślałam, że będzie gorzej. Tommo klnie pod nosem, co wnioskuję bo kwaśnej minie i mamrotaniu. Potem szybko wsiada na Ayę i już z cwanym uśmieszkiem rusza za mną.
- Hades, Aya na szóstej! - wołam i śmieję się.
Wiatr mierzwi mi włosy i plącze je wymyślając swoją własną fryzurę. Podskakuję w siodle i mknę naprawdę szybko. Mijamy drzewa, stawy i przeskakujemy rzekę. Tomlinson i Aya depczą na po piętach, a raczej kopytach.
Biegniemy tak dobre dwie godziny. Tyłek boli mnie od siodła, Hades chyba też chciałby je zdjąć. Zaczyna być cholernie zimno, ziemia jest szara i popękana, trochę jak na Pustyni Skalistej, tylko że tam ziemia jest brązowa, a tutaj - zdecydowanie czarna. Nie ma tu roślin, tylko kilka ogromnych, uschniętych i martwych drzew.
Teraz idziemy wzdłuż szerokiej i ciemnej jak węgiel rzeki Miedo. Tak wiem, ciekawa nazwa.
Tyle, że ta rzeka jest naprawdę straszna. Ciemna, mroczna i zimna. Jednym słowem - po prostu okropna.
Schodzę z Hadesa i prowadząc go za uzdę idę dalej.
Louis idzie bez zmrużenia okiem obok Ayi i rozgląda się na wszystkie strony. Sama nieświadoma tego co robię zaczęłam mu się przyglądać.
Jego ciemne włosy sterczały na wszystkie strony, tym samym dodając Louisowi uroku. Jego nieziemskie oczy wpatrzone są w jego czarne, rozwalone, brudne adidasy. Czarna, skórzana kurtka, podobna do tej, którą teraz mam na sobie, jest cała brudna i w niektórych miejscach postrzępiona. Z moją nie jest lepiej. Na jego policzku widzę lekką szramę, ale jest zaschnięta więc musiał zrobić sobie ją kilka dni temu. Ciemne spodnie mają kilka dziur, ale teraz są takie modne.
Wzdycham przeciągle, co nie uchodzi uwadze bruneta.
Zdałam sobie sprawę jak bardzo Louis mi pomógł, zostając ze mną. Gdyby nie było go obok, nie wiem jak dałabym sobie radę. I choć nie przyznam tego na głos (co to to nie!) to jestem mu naprawę wdzięczna.
Zwalniam kroku i siadam nad brzegiem Miedo. Tommo zdziwiony moim nagłym postojem siada obok mnie. Hades i Aya mierzą się wzrokiem przez chwilę, a potem każde z nich idzie w swoją stronę, kładąc się obok swojego "właściciela".
- Co jest? - pyta bez ogródek.
- Chciałam... to znaczy... - słowa jakimś cudem grzęzną mi w gardle. Nie chcę tego mówić, ale wiem, że tak wypada.
Patrzę w głęboką i przerażającą toń rzeki. Nie wiem co czeka nas w Sombrze. Nie wiem czy dożyjemy jutra. Ale kiedy tylko pomyślę o Victorii... serce mi pęka i wybuchają we mnie okropne wyrzuty sumienia, że zajęłam się tym dopiero teraz. To przez mnie moja najlepsza przyjaciółka teraz cierpi. Nie wiem po co im była. Może jest żywą przynętą? Tak czy siak, nie zdziwię się jeśli nie będzie chciała już mojej przyjaźni.
- Mów. - pogania mnie Tommo, niecierpliwiąc się.
- Wracaj do domu. - mówię na jednym wydechu.
Dopiero teraz jestem wstanie podnieść wzrok. Jego piękne tęczówki przepełnione są oburzeniem, złością i wyrzutem.
- Zwariowałaś?! - pyta unosząc głos, a ja się kulę w sobie.
- N-nie. - mamroczę.
Znów spuszczam wzrok i patrzę na własne dłonie. Jego głos mnie przeraża.
Będziesz tchórzyć? - pyta ten okropny głosik gdzieś na dnie mojego umysłu.
Znów stchórzysz? Ha!
Jesteś...
Kręcę głową. Nie powie tego, nie ośmieli się.
Jesteś tchórzem.
Zalewa mnie fala gniewu. Nie jestem tchórzem! Nie jestem!
Nawet nie zauważam jak zaciskam dłonie w pięści. Mam ochotę krzyczeć, czuję jak oczy zachodzą mi łzami, tak gorącymi jak... jak ogień.
Szybko wycieram oczy i czuję jak łzy o temperaturze równej żywym płomieniom wsiąkają w moją skórę, parzą mnie. Nie zwracam na to najmniejszej uwagi.
- Mówię poważnie - odzywam się, a mój głos, ku mojemu przerażeniu, brzmi bardzo słabo.
Muszę się ogarnąć.
- Idź, wracaj. - dodaję już nieco mocniej.
Louis kręci głową. Ma minę jakby zaraz miał zdzielić mnie w twarz.
Ale on nie podnosi ręki, nie bierze zamachu, nawet się nie poruszył. Szuka mojego wzroku, ale ja uparcie patrzę w wodę. W końcu podnosi mój podbródek dwoma palcami i zmusza mnie bym spojrzała mu w oczy.
Jego są takie silne. Takie mocne, mają taką siłę.
A moje?
Słabe, załzawione.
Dlaczego płaczesz?!
Nie mazgaj się tak!
Płaczesz jak dziecko!
Cisza! Błagam, niech będzie cisza!
Patrzę w jego oczy i czuję jak napływa do mnie jego siła. Jest tak blisko...
Przez sekundę patrzę na jego usta. Takie przyzywające. Tak blisko...
Louis nie zabiera dłoni z mojej twarzy, wręcz przeciwnie - delikatnie gładzi mój policzek. Skóra pod jego dotykiem przyjemnie wrze, a na sercu robi mi się bardzo ciepło.
Ale dlaczego?
Nie powinnam się tak czuć!
Ale on jest tak blisko...
Choć wciąż za daleko.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hejka mordki!
Wracam do was z kolejnym rozdziałem prosto z gorących i pięknych Mazur.
Uwierzcie mi, że to były wakacje, które zapamiętam na długo.
Po pierwsze -> piękne jeziora, po prostu cuuudo *_*
Po drugie -> obtarte dłonie od lin i innych rzeczy :)
Po trzecie -> pierwszy poważny uraz = skręcona kostka xd
To trzecie jest po prostu masakrą, bo dziewiątego lipca jadę (miałam jechać, ale nie wiem) na obóz taneczny do Krasnobrodu. Tak strasznie chciałam jechać!!!
Dobra, koniec gadki szmatki :)
Jak wam się podobał rozdział?
Piszcie w komentarzach i pamiętajcie - DLA WAS TO SEKUNDA, A DLA MNIE MOTYWACJA!!!
Lecę pisać nexta ;*
Buźki,
The Dream.
O mój Boże.... rozdział jest po prostu cudowny <3 dzisiaj zaczęłam czytać tego bloga i stwierdzam że jest boski :* mam nadzieję że Louis jej tam nie zostawi :( i oczywiście że znajdą Victorię :) (chodzi mi o taką żywą xd) a tak ogólnie to zauważyłam że Louis nie powiedział Gabi wszystkiego o Alice (mam na myśli to że ona go potraktowała jak "zabawkę") no to życzę weny i do następnego :***
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję ci, że jesteś i że czytasz moje wypociny :*
UsuńMam również nadzieję, że zostaniesz ze mną i jeszcze nie raz skomentujesz <3
Na pewno :*
UsuńNa pewno :*
UsuńNiech ci się ta kostka wyleczy :D Zdrówka!
OdpowiedzUsuńKażdy ma urazy w te wakacje, ja się wypierdoliłam na rowerze... taaa... Nie ważne, sama nie wiem jak to się stało ale jadę, jadę i jeb na ziemię, rozwaliłam kolano :P
Przez tydzień muszę siedzieć z bratem mama wyjechała tata w robocie i muszę go pilnować... Ale za tydzień są duże szanse, że pojadę nad morze na kilka dni, oby było ciepło...
sory za kilka dni mojej nie obecności... Ale w wakacje to jest tak... Śpię do 14 a potem wychodzę z domu i wracam tak gdzieś nad ranem no różnie bynajmniej, nie mam kiedy wejść....
Ba nawet nie mam czasu(czyt. jestem za leniwa) żeby zapisać się na prawko i wyrobić dowód... Tak 14 sierpnia kończę 18 lat... jestem podekscytowana :D
Ale ja tu takie gadu gadu, a nie skomentowałam rozdziału!
Jest po prostu świetny! Podoba mi się tekst oczami Louisa :D Dzięki temu w końcu dowiedziałam się coś na jego temat :D No cóż jest bardzo skryty, a to idealna okazja by go troszkę poznać...
I jeszcze jedno, kiedy on w końcu zrozumie, że to nie jest tylko dziewczyna.... To dziewczyna w której się zakochuje <3
Louis i Niall w naszych historiach są zupełnie tacy sami...eh ale co zrobisz, nic nie zrobisz ;)
No życzę weny i lecę czytać next...
Kocham
Aneta