czwartek, 25 czerwca 2015

Rozdział 23.


       Jeszcze przez chwilę wpatruje się w gładką taflę wody. Gdyby nie jasne światło księżyca, zapewne nic bym nie widziała, a tak - widzę wszystko doskonale. 
Zmieniłam się. Kiedyś byłam grzeczną dziewczynką, która nigdy o nic nie pytała i siedziała cicho. Teraz widzę zmianę nie tylko w zachowaniu, ale i wyglądzie. 
       Moje włosy z jakiegoś dziwnego powodu pociemniały. Oczy zrobiły się większe, pełniejsze. Ich jasny, błękitny odcień wydawał się o wiele wyraźniejszy niż przedtem, podobało mi się to. Schudłam, widać to nawet przez luźną koszulkę, która wręcz na mnie wisi. Usta są mocno zaróżowione, tak jak policzki. Widać każdą moją niedoskonałość na twarzy bo nie używam kosmetyków, przynajmniej teraz. Zmieniłam się...
       
       Podchodzę do Louisa, a ten podnosi na mnie wzrok z koca. 
- Mogę usiąść? - pytam z cieniem uśmiechu. Kiwa lekko głową i robi mi miejsce. 
Zapada cisza, która jest co chwile przerywana pohukiwaniem sów i dziwnych odgłosów, które wydają Hades i Aya. 
- Chciałam ci podziękować - zaczynam niepewnie. Przenosi na mnie wzrok, a ja patrzę mu w oczy. - za to, że zostałeś ze mną. 
- Daj spokój, pewnie sama poradziłabyś sobie dużo lepiej. - mówi to z taką szczerością, że trudno mi powstrzymać uśmiech, który wpełza na moją twarz. 
Znów zapada milczenie, w którym on wyraźnie się nad czymś zastanawia. 
- Moja mama.. to znaczy Sara, zawsze uczyła mnie, że zanim komuś zaufam powinnam go poznać.. - jestem cała spięta, czuję jak moje mięśnie są napięte. 
- A mu nie znamy się za dobrze - kończy moje zdanie. Patrzę na niego zdziwiona. - Wiem, też o tym myślałem. 
- Więc? 
- Więc muszę cię przejrzeć. - patrzy na mnie i uśmiecha się cwaniacko. - Dobra, wal śmiało. 
- Co? - pytam zdezorientowana. 
- Mów co o mnie myślisz, tylko szczerze. - przyznaję, jestem zdziwiona. 
        Przez chwilę nawet wydaje mi się, że tylko żartuje. Że zaraz zacznie się śmiać i powie jaką głupią miałam minę. Ale nic takiego się nie dzieje. Czeka aż coś powiem, a uśmiech nadal nie schodzi z jego ust.
- Więc... Uważam, że jesteś... arogancki, egoistyczny i nie masz za grosz skromności... ale... - przerywam na chwilę. Nie wiem czemu, ale Tommo dalej się uśmiecha. Może to i dobrze. - Jesteś też słodki, uroczy i zabawny. Umiesz mnie rozśmieszyć nawet w najgorszych chwilach. Przy tobie czuję się jakbym wreszcie była wolna. To dziwne... Nigdy się przy nikim tak nie czułam. Ja... - w gardle czuję gulę, która zaczyna zamarzać i nie wiem co robić. Ale postanowiłam dzisiaj nie tchórzyć. Powiem mu co czuję. - ...Lubię cię. 
       Przez chwilę wydaje mi się, że Tommo spuścił głowę i się ze mnie śmieje. Robi mi się niedobrze... źle. Ale potem zdaję sobie sprawę, że chłopak się zarumienił. On! Zrobiło mi ię ciepło, jakby prąd przeszedł moje ciało. Nie powinnam była tego mówić. Ale potrzebowałam tego. Potrzebowałam go poznać, bo zdałam sobie sprawę, że pocałowałam kogoś kogo nie znam. Źle się z tym czuję. 
- Teraz ty. - oznajmiłam. Na jego twarzy dalej lśnił uśmiech, co zaczęło mnie trochę niepokoić. Może faktycznie się ze mnie śmiał i drwił pod nosem? 
- Okej. Więc jesteś... dość dziwną i niespotykaną osobą, przynajmniej jak dla mnie... - oho, zaczyna się! - ...ale na swój sposób wyjątkową. Co ja bredzę? - mówiłam! - Jesteś wyjątkowa. Jesteś pyskata, nie dajesz się tak łatwo i chyba to mnie do ciebie przyciąga. 
       Czuję jak kolejna fala ciepła zalewa mnie od środka. On mówi tak o mnie, o nikim innym. Ale gdzieś głęboko nadal miałam obawy, ale to chyba normalne. 
- Robisz to co uważasz za słuszne, nawet jeśli sama dobrze wiesz, że to szalone. Jesteś odważa jak mało kto i chyba sama nie zdajesz sobie z tego sprawy. Jesteś miła, ale czasem potrafisz dopiec, co nie raz już poczułem na własnej skórze. - czuję jak policzki mi płoną, a mimo to nie potrafię oderwać wzroku od błękitnej zieleni w jego oczach. - Jesteś wyrozumiała, umiesz strzelać fochy, no nie powiem, ale zawsze w końcu i tak znajdziesz wyjście. Nie panikujesz, kiedy większość na pewno by to zrobiła, stajesz na wysokości zadania, nawet jeśli to pewna śmierć. Jesteś najbardziej upartą osobą jaką znam, ale to tylko dodaje ci uroku. I... - w jego oczach widzę tańczące płomienie. Nigdy nie widziałam czegoś takiego. Jeszcze nikt nie mówił o mnie z taką szczerością, której nie dało się zaprzeczyć. - ...Lubię cię. 
       Serce wali mi jak młot i jestem niemal pewna, że Tommo na pewno je słyszy. Doprowadził mnie tym monologiem do białej gorączki, ale po raz pierwszy nie miałam jej ze złości. Twarz piecze mnie od rumienienia się, jestem pewna, że twarz czerwieńszą od pomidora. Spuszczam wzrok a swoje dłonie uparcie się w nie wpatrując. 
- Uszanuj moje słowa, bo mówię coś takiego pierwszy raz - dodaje. Podnoszę wzrok. 
       Jest ciemno, a mi wydaje się jakby całe światło świata padło teraz akurat na niego. Jego oczy lśnią w ciemnościach swoim pięknym kolorem, którego chyba już żadne oczy mi nie zastąpią. Po raz pierwszy odkąd się poznaliśmy widzę, że... zbliżamy się do siebie. 
Położyłam się na kocu. Przez gęstwinę liści nad nami przedziera się światło księżyca. Jest wręcz oślepiające, ale na swój sposób piękne i teraz od niego nie potrafię oderwać wzroku. 
Lubi mnie...
Kładzie się obok mnie i patrzy w niebo. Postanawiam, że na tym nie poprzestanie. 
- Masz rodzeństwo? - pytam prosto z mostu. Chcę wiedzieć wszystko... no co? Przecież jestem uparta w jego mniemaniu. 
- Siotrę, ma na imię Isabell. Ma szesnaście lat, mieszka u babci w Dancaster. - wyjaśnia. 
- A rodzice? - pytam od razu. Jego uśmiech rzednie, czuję to choć nie widzę jego twarzy. 
- Oni... Ojciec nie utrzymuje z nami kontaktu. Zwykły dupek... mama, ona nie... nie żyje. - serce w jednej sekundzie zabiło mi szybciej, zabolało. 
- Przykro mi. 
       To są te słowa, które każdy chciałby usłyszeć w takiej sytuacji, ale większość zdaje sobie sprawę z tego, że nie słyszy ich wypowiedzianych szczerze. To takie banalne powiedzieć przykro mi i rozmowa toczy się dalej. Ale ja wiem jak to jest stracić rodziców. Straciłam nie tylko ich, ale i brata, który przecież zginął z mojej winy. Nigdy sobie tego nie wybaczę. 
- Wiem. - uśmiecha się lekko. - A ty, masz rodzeństwo? 
       Dopiero teraz stwierdzam jaka głupia byłam zaczynając od takiego pytania. Przecież byłam świadoma tego, że padnie pytanie a ty?, i że będę musiała odpowiedzieć. 
- Mówiłaś coś, że gadasz z bratem. Wtedy, po walce z zombie - przypomniał sobie. 
- Miałam brata, miał na imię Leon. - głos mi się trzęsie, ale nic nie mogę na to poradzić. 
Nie wycofam się już... 
- On... - zaczął, ale mu przerwałam. 
- Tak, nie żyje. Ale czuję się tak jakby tu był. Czuję, że jest. Rozmawiam z nim, bo jest moim Aniołem Stróżem. - wyjaśniam bez cienia współczucia dla siebie samej. Nie pamiętam go. Chciałabym, ale nie pamiętam. A przynajmniej tego co było przed wypadkiem. 
- Mi też jest przykro. - mówi cicho. 
       Spoglądam na niego i widzę, że patrzy na mnie. Błękitna zieleń jego oczu jest dla mnie jak narkotyk - kiedy już patrzę, muszę patrzeć, aż sam nie odwróci wzroku. 
Skinęłam głową i lekko się uśmiechnęłam. Przykro mi - dwa głupie słowa tak często nadużywane, a w jego ustach zabrzmiały tak szczerze. 
- Ile dziewczyn już miałeś? - pytam zanim zdążę ugryźć się w język. 
- Kilka... ale jedną tak na poważnie - odpowiada bez wahania. 
- Ty... - zaczynam, ale po chwili milknę i spuszczam wzrok. 
Louis jednak nie ustępuje i uparcie szuka moich oczu. Kiedy nasz wzrok znów się styka, kiwa głową zachęcająco. 
- Kochasz ją? - pytam, a moje serce zaczyna bić szybciej. 
       Zapada milczenie. Tommo siedzi z głową zwieszoną i wpatruje się w swoje kolana. Ja siedzę obok po turecku i cierpliwie czekam, aż coś mi powie. 
- Kochałem. - krótko... ale szczerze. 
- Jak ma na imię? - pytam, bo nie mogę się powstrzymać. 
       Może to trochę samolubne z mojej strony, ale to, że Tommo kochał jakąś dziewczynę wydaje mi się po prostu cudem. Czasem potrafi być naprawdę wkurzający, dołujący i chamski. Ale ja sama przekonałam się już, że to tylko skorupa, zwykła maska. Nie wiem dlaczego ja tworzy, ale wiem, że ma powód by ukrywać prawdziwego siebie. Poznam prawdziwego Louisa Tomlinsona - obiecuję sobie w myślach. 
- Miała na imię Alice. - odpowiada i znów spogląda mi w oczy. 
       W końcu coś do mnie dociera. Pytam czy ją kocha, a pn odpowiada, że kochał. Pytam o jej imię, a on odpowiada miała. O co tu chodzi? Czemu czas przeszły? W mojej głowie zrodziła się okropna myśl i nagle zapragnęłam poznać czy jest prawdziwa, więc bez zastanowienia po raz kolejny pytam:
- Co się z nią stało?
Widzę jak chłopak zaciska szczęki, chyba przekroczyłam limit pytań. Spuszczam głowę i czekam. 
- Przepraszam, nie chciałam cię urazić...
- Nie uraziłaś, po prostu... Alice umarła. - powiedział. 
       Teraz dopiero zdałam sobie sprawę, ile stracił. Ojca, matkę i do tego jeszcze dziewczynę, którą kochał. Czasami zastanawiam się, co bym zrobiła na miejscu takich osób. Często wyobrażałam sobie jak to będzie kiedy moi rodzice odejdą. Ale nigdy nie dowiedziałam się jak to jest i mam nadzieję, że jeszcze przez bardzo długi czas się nie dowiem. 
       Poczułam chłód przepełniający moje ciało. Zdałam sobie sprawę, z tego jak bardzo cierpiałam. Pewnie płakałam po kątach, może nawet popadłam w depresję. Po pierwsze zginął mój brat. Zginął z mojej winy - dodałam w myślach. Straciłam rodziców, którzy nauczyli mnie wszystkiego i wychowali na taką jaką jestem. Żałuję, że ich nie pamiętam... Żałuję. 
- Ale nie tak jak myślisz. - dodał i zwalił mnie tym z tropu. 
Co ma na myśli mówiąc: "Nie tak jak myślisz"? Co właściwie myślę? W pierwszej chwili wpadłam na to, że zginęła w jakimś wypadku. Może była chora i po prostu nie dała rady? Albo sama ze sobą skończyła... albo ktoś zrobił to za nią. 
- To znaczy? - pytam z ciekawości. 
W pierwszej chwili Tommo wzdycha głęboko i natarczywie wpatruje się w swoje dłonie. Może za wiele od niego wymagam? Opowiada o swojej zmarłej miłości, może po prostu nie potrafi, a ja jak ostatnia debilka dopytuję się szczegółów? 
Już uchylam usta by przeprosić, po raz kolejny zresztą, za swoją nietaktowność, ale Louis jest szybszy. 
- Umarła, ale żyje. - wymamrotał. 
        Teraz byłam już niemal pewna, że Louis po prostu oszalał. Nie wiem, może był już aż tak zmęczony, że zaczął paplać głupoty. Może po prostu chciał mnie nastraszyć, albo się ze mnie pośmiać? Tylko, że pojawił się jeden problem; Tommo był cholernie poważny, więc żarty nie wchodziły w grę. 
- Nie oszalałem, tak jest. Ona...- podjął kolejną próbę wytłumaczenia mi. 
Serce ściskało mi się w piersi, gdy słuchałam każdego kolejnego słowa.
- Alice stała się kimś innym. Umarła by zacząć nowe życie jako ktoś zupełnie inny. - tłumaczył. 
Na usta wpłynęło mi jedno słowo, które samo wydobyło się na zewnątrz. 
- Reinkarnacja? 
- Nie. - zaprzecza z lekkim poruszeniem głowy. 
Nie patrzy mi w oczy, jest uparcie wpatrzony w swoje dłonie. 
- Zrobiła coś... strasznego. Nigdy o tym nie zapomnę, chyba bym nie potrafił. 
Po raz pierwszy odkąd się znamy w oczach Louisa zaświeciły łzy, które błyszczały pod jego powiekami w blasku bladego księżyca. 
Siedziałam cicho wchłaniając każde kolejne słowo, z taką uwagą, że nawet nie zauważyłam kiedy zaczęłam tarmosić w dłoniach brzeg mojej luźnej koszulki.
- Alice... jest wampirem. - zapadła cisza, w której słyszałam tylko pohukiwanie sowy i mój przyśpieszony oddech. 
- Wam-wampirem? - zająknęłam się, a to u mnie oznaka szczerego zszokowania. 
- Tak... - potwierdził. 
       Pamiętam jak na początku wakacji, kiedy o wszystkim się dowiedziałam, nie mogłam w to wszystko uwierzyć. Byłam gotowa posądzić każdego kto wypowiedział słowo magia o chorobę psychiczną. Ktokolwiek powiedział, że jestem czarodziejką był przeze mnie uznany za nienormalnego i gotowego do wysłania na terapię. Przecież to było takie niedorzeczne! Jak ja, osiemnastoletnia dziewczyna miałam być czarodziejką i to jeszcze posiadającą największą moc na ziemi? Ale taka była prawda i po jakimś czasie, zaczęło to do mnie docierać. Zaczęłam poznawać prawdę na nowo...
    Teraz czułam się tak jakbym poznała jakiś straszny sekret i zdawał mi się tak niedorzeczny, że miałam ochotę osądzić Louisa o zaburzenia psychiczne. Ale on podniósł na mnie wzrok, po raz pierwszy odkąd zaczęliśmy rozmawiać o Alice. Spojrzał na mnie i byłam pewna, że nie jest chory. Mówi prawdę, tak szczerą jak to tylko możliwe. 
I nagle poczułam, że jestem z nim bliżej niż byłam kiedykolwiek...
__________________________
Cześć i czołem!
NARESZCIE WAKACJEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE

!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! XD XD XD
Oto next, który napisałam na szybkiego, mam nadzieję, że nie jesteście zawiedzeni. 
W tym rozdziale raczej opieram się na zapoznaniu was trochę z naszym Tommo, który ma jeszcze wiele do powiedzenia. ;)
Dodaję go, ponieważ w niedzielę (28.06) wyjeżdżam na mazury, więc nie będę miała czasu na pisanie. Wracam piątego, ale dziewiątego znów wyjeżdżam, więc będzie kolejna długa przerwa! Przepraszam :)
Jutro jest wielki dzień więc bardzo was proszę o wsparcie. Koniec roku... i pytacie: co w tym takiego wyjątkowego? No to wam mówię: kończę szkołę :)
Szósta klasa już za mną i gimba stoi otworem! Jeszcze tylko świadectwo i... koniec!
Dobra, nie zanudzam was już :)
Jeśli mi się uda, to może cos dodam jeszcze przed wyjazdem, ale nie obiecuję ;*

Pozdrawiam i miłych wakacji!
The Dream.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy