środa, 3 czerwca 2015

Rozdział 20.

"List od matki"
"Jutro znowu gonić, biec, latać ponad,
ile sił mam krzyczę: TO JA!
Kiedy miga świat w twoich oczach,
Naucz mnie, naucz mnie od nowa!"
~Sarsa "Naucz mnie".
__________________________
Czas leciał jak oszalały. Nim się obejrzałam zbliżał się koniec wakacji, co oznaczało powrót do domu. Ustaliłam z profesorem Aidanem, że do Akademii wrócę kiedy będę gotowa. To znaczy, kiedy wyznam prawdę rodzicom i kiedy będę miała normalne pozwolenie na naukę. 
Nie mam pojęcia jak powiedzieć rodzicom, że jestem czarodziejką. Przecież nie wejdę do domu i nie powiem: "Hej mamo, cześć tato... mam magiczną moc i moim przeznaczeniem jest przeżyć i pomścić moich rodziców, albo umrzeć z rąk Morgany!". 
Powrót do domu oznaczał również rozłąkę z Louisem, Anną i Megan... 
Jeśli chodzi o Jake'a.. pogodziliśmy się. 
Dziwna była to rozmowa...
Przyszłam nad jezioro, on akurat tam siedział ze swoją klaczą, Ayą. Spojrzał na mnie i od razu wstał z ziemi. 
- To ja już pójdę... 
- Nie! Zaczekaj, chciałam porozmawiać. - zaprotestowałam. 
- Ja... niepotrzebnie się wtedy tak wydarłem, przepraszam.. - zwiesił głowę. Podeszłam do niego i mocno objęłam go swoimi ramionami. 
- Ja też przepraszam, niepotrzebnie się tak uniosłam. Nie chcę się kłócić o taką głupotę. Ale... - zaczęłam i spojrzałam mu w oczy. - Jeśli coś do mnie czujesz... myślę, że powinieneś powiedzieć mi to wprost. 
Jake zaczerpnął głośno powietrza.. 
- Podobasz mi się, Gabi - wyznał. - Podobasz mi się jak żadna dziewczyna do tej pory. To.. dziwne.. 
Zaśmiałam się, żeby rozluźnić nieco atmosferę. 
- Jest okej. - szepnęłam. 
Wiedział, że nie mogę z nim być. Wiedział, że spotykam się z Tommo, więc ustąpił. 
Gdybym jednak nie znała Louisa, albo się nim nie interesowała, czy przyjęłabym propozycję Jake'a. Jest naprawdę przystojny i zabawny.. miły, kochany i interesujący, ale.. no sama nie wiem. 
Kiedy Louis dowiedział się, że nie będziemy się już tak często widywać.. no cóż, ciężko to zniósł. 
- Jak to wracasz?! - spytał oburzony. 
- No normalnie.. - odpowiedziałam po raz setny. 
Siedzieliśmy wtedy na moim łóżku. Ja leżałam z rękami założonymi za głowę na poduszkach, a on siedział z nogami zwieszonymi z łóżka i wpatrywał się we mnie z uporem. 
- Ale... nie możesz! - zabronił mi. Uniosłam się i usiadłam naprzeciwko niego. 
- Mogę.. i zrobię to. Zrozum Lou.. ja mam rodzinę, która nic nie wie o.. TEJ Gabrielli. 
- Jakoś to załatwimy.. poproszę Cathal'a, żeby coś z tym zrobił.. 
- Nie. - sprzeciwiłam się. Popatrzył na mnie błagalnie.
- Proszę.. 
Mi też było ciężko, ale z drugiej strony już nie mogłam się doczekać, żeby znów zobaczyć Sarę i Remusa. Bardzo za nimi tęskniłam i nie wiedziałam, że oni za mną też. 
Dla mnie to wszystko działo się zbyt szybko. Co gorsza nie zrobiłam nawet kroku ku odnalezieniu Vicky. 
Nawiedzała mnie w snach coraz częściej. Zawsze w tej samej przerażającej odsłonie, zawsze błagając o to bym ją odnalazła. Zawsze powtarzała to jedno słowo, którego nadal nie potrafiłam odszyfrować. Zaczynało się na "G", krótkie słowo, ledwie sekunda. 
Victoria wiedziała, że mogę zrobić wszystko, tylko muszę się postarać. Zaczęły nawet mną targać okropne wyrzuty sumienia, że ona tak strasznie cierpi podczas gdy ja romansuję sobie z chłopkiem, bawię się z bratem i uczę się w cudownej szkole. 
Pakowałam się właśnie kiedy usłyszałam cichy trzask, jakby otwieranych drzwi. 
- Cześć mała. - przywitał się Leon z uśmiechem na ustach. 
Przyzwyczaiłam się już do tego, że tak nagle pojawia się znikąd, ale to nie zmienia faktu, że ciągle mnie tym zaskakuje. 
- Chcesz żebym zawału dostała?! - krzyczę również z uśmiechem. 
Chłopak siada na łóżku i patrzy jak wkładam kolejne ubrania do walizki. Wkładając mój biały T-shirt z czarnym napisem "Capable Beast" zdałam sobie sprawę z własnej głupoty. 
Pstryknęłam palcami i obserwowałam jak szafki otwierają się i wszystkie ubrania wylatują z nich, układają się w ładną kosteczkę i chowają do walizki. To samo działo się z kosmetykami i reszta rzeczy. Tak, jedna walizka wystarczy.. magia!
Uśmiechnięta i wreszcie spakowana usiadłam obok Leona. Znów poczułam chłód na ramieniu.
- Znów mi się śniła. - powiedziałam wpatrując się we własne dłonie. 
- Vicky? - skinęłam głową. - Nie martw się, znajdziemy ją. Musimy tylko bardziej szukać. 
- Sara i Remus już na mnie czekają? - zapytałam zmieniając temat.  
- Tak, są już w domu. Denerwujesz się? - spytał przypatrując mi się. 
- Troszeczkę. - przyznałam ze wzruszeniem ramion.
- Może wybierzecie się na wakacje..- temat wyjęty z dupy, no ale dobra. 
- Czy ja wiem.. 
- Co ty taka? Na przykład... góry. Góry to fajna sprawa - zachęcał.
- Ja po prostu... - urwałam nagle i wytrzeszczyłam oczy. Serce zaczęło mi bębnić w piersiach.
- Co? - zapytał natychmiast Leon. 
- Góry.. To jest to słowo! To Victoria mówi w moich snach! Jest uwięziona w Mglistych Górach! Dlatego w snach to słowo było zamglone!!! - krzyczałam podekscytowana. 
Potem nie myślałam już o niczym innym. Leon od razu polecił mi iść do profesora Aidana, a skoro jest moim Aniołem Stróżem powinnam go słuchać, nie? 
Profesor Aidan z rozwagą przeanalizował wszystkie możliwości i podjął decyzję o natychmiastowym wysłaniu zwiadowców na sprawdzenie mojej teorii. 
Ja tymczasem miałam spokojnie wrócić do domu.. jak gdyby nigdy nic. No ale okej, nie uskarżam się. 
Poszłam do dziewczyn.. pożegnać się. Nawet mała łezka zakręciła mi się w oku kiedy mnie przytulały i życzyły powodzenia... Potem przyszedł Jake i wszyscy mnie przytulili i obiecali, że będą pisać. Słodkie... 
Ale wszystko co piękne kiedyś się kończy, nie? Wyszłam przed szkołę z walizką obijającą się kółkami o ziemię. Pstryknęłam palcami, a ona zniknęła wysłana prosto do mojego pokoju. Na dziedzińcu stało kilka osób, które z uwagą przyglądały się całej tej sytuacji, ale ja postanowiłam ich zignorować. Przed bramą stał Louis ze swoim przerażającym motorem. Oprócz niego stał też Jake, który łypał na Tommo spode łba, Ana, która wraz z Mag czekały na mnie trochę dalej i... Catherine? 
- Co ty tutaj robisz? - zapytałam chłodnym tonem. Jeszcze nie zapomniałam o tym "małym" incydencie na szczycie wieży!
- Cziluj mała! - odzywa się swoim nienaturalnie słodkim głosem. Przewracam oczami. 
- Po co tu przyszłaś? - pytam oschle. 
- Tommuś poprosił mnie żebym go odprowadziła. - Prycham na dźwięk ohydnego zdrobnienia Louisa. Kątem oka widzę jak Tommo przewraca oczami. 



Uporaliśmy się jakoś z natrętną Catherine i wreszcie założyłam kask na głowę i wsiadłam na motor Louisa. Złapałam go w pasie. Kiedy odpalił silnik zapytał:
- Gotowa? - zawahałam się. 
- To zależy.. 
- Od czego? - pyta zdziwiony. 
- Od tego czy przeżyję - odpowiadam z uśmiechem i ściskam go mocniej. Tommo nic nie odpowiada tylko startuje i niczym strzała jedzie do celu. 
Znów zamykam oczy ze strachu. Tak naprawdę to to nie był do końca strach. Po prostu czułam ogromny napływ adrenaliny i chciałam stłumić krzyk radości. Czując wiatr we włosach i lód w żołądku miałam ochotę.. wręcz pocałować Tommo. Całowaliśmy się raz... tylko raz. 
- Możesz już otworzyć oczy, księżniczko.
Schodząc z maszyny czuję jak nogi robią mi się miękkie jak wata. Próbując na nich ustać powstrzymuję ich drżenie. Dopiero po chwili dostrzegam gdzie jesteśmy. 
Przede mną wznosi się dwupiętrowy dom, który tak dobrze znałam. Uśmiech sam wpełzł na moją twarz. Odwracam się do Louisa, który stoi oparty o motor i mi się przygląda. Nie wygląda na zadowolonego. Po chwili moją twarz otula zdziwienie. 
- Co jest? - pytam podchodząc do niego. 
- To pożegnanie, prawda? - pyta z nutą bólu w głosie, którą rozpaczliwie próbuje ukryć. 
- Nie.. Ja tylko.. Przecież się jeszcze zobaczymy.... - szukam odpowiednich słów. 
- Kiedy? - pyta, starając się, aby jego głos brzmiał obojętnie. Wkurza mnie to. 
- Możesz już przestać.. - mówię patrząc mu w oczy.
- O czym ty mówisz? 
- Nie musisz udawać.. że jestem ci obojętna. Ja widzę, że mnie lubisz - dziwnie tak mówić, ale to prawda. Ukrywa to, a mnie to denerwuje. 
Zapada cisza, w której stoję blisko niego, niemal opierając się o jego ciało i patrzę mu w oczy. Moje iskrzą się nadzieją, że wreszcie zrzuci tą maskę niegrzecznego chłopca, a jego wyrażają zwykłą, pieprzoną obojętność. 
- Nic nie powiesz? - pytam po długiej przerwie. Spogląda na mnie, w jego oczach widzę wahanie. Po chwili odsuwa się ode mnie i wsiada na motor. 
- Żegnaj - jedno słowo, a moje serce łamie się na miliony kawałeczków. Słyszę warkot silnika więc odsuwam się jeszcze bardziej. Do oczu napływają mi łzy, ale próbuję to usprawiedliwić kurzem, który wzniósł się spod koła. 
Mrużę oczy i pstrykam palcami. W sekundę obok mnie pojawia się moja walizka. Chwytam ją i idę w stronę drzwi. Staram się nie myśleć o Tommo. Dzwonię dzwonkiem, słyszę kroki i szczęknięcie zamka. Pora na grę aktorską, będzie kino. 
- Gabriella, perełko ty moja, już jesteś! - krzyczy Sara i łapie mnie w swoje ramiona. Ulegam jej bez najmniejszego pretekstu. Kocham tą kobietę. 
- Kto przyszedł? - słyszę głos Remusa wydobywający się z wnętrza salonu. 
- Gabi! - odkrzykuję, a w sekundę później mój tata jest już przy mnie i całuje mnie w czoło. 
- Jak było, opowiadaj - pytam zaciekawiona mama. Sara wpatruje się we mnie szeroko otworzonymi oczami. Spuszczam wzrok, aby lepiej skłamać, ale... nie mogę. Wzdycham i łapię walizkę. 
- Przepraszam, ale chciałabym się położyć. Jestem bardzo zmęczona. - mówię i udaję się w stronę mojego pokoju. Rodzice stoją wpatrzeni we mnie ze zdziwieniem i niepokojem. 
Pchnęłam drzwi sypialni i kiedy stawiam pierwszy krok za jej próg, czuję fale przyjemnego zapachu. Zapach samochodowy...zapach bzu.
Walizkę postawiłam przy drzwiach, a sama walnęłam się na łóżko i zamknęłam oczy. 
Czemu powiedział "żegnaj". Może mu naprawdę na mnie nie zależy? No bo przecież... był taki obojętny. Udawał, że był. O co tu chodzi...? 
- Leon.. - mówię cicho. Czuję powiew wiatru i uchylam powieki. 
- Cześć. - chłopak siada obok mnie. Uśmiecha się lekko, ale widząc mój nastrój szybko poważnieje. - Nie martw się... mówiłem, że to idiota. 
- Nie mów tak... On po prostu.. - próbuję usprawiedliwić Tommo. 
- Nie wie co robić? - podsuwa, a ja lekko kiwam głową. - Zupełnie jak ty.. - dodaje. 
Chciałabym go przytulić. Leon jest wspaniałym bratem. Tak strasznie chciałabym go przytulić, dotknąć go.. 
- Nie martw się, proszę. - powtarza cichym głosem. 
- Ja tylko.. - sama nie wiem co powiedzieć. 
Leon kładzie dłoń blisko mojej. Jakby wiedział o co mi chodzi. Choć wiem, że to nie możliwe próbuję położyć swoją na jego. Nic, tylko zimne powietrze. Do oczu napływają mi łzy i choć wiem, że i tak o tym wie, zamykam powieki, aby tego nie dostrzegł.
Ciszę przerywa dzwonek mojego telefonu. Serce staję mi na chwilę kiedy widzę zdjęcie Louisa. Nie mam ochoty rozmawiać... Zresztą, po co zadzwonił? 


Wieczorem niechętnie zeszłam na kolacje. Czułam się trochę lepiej. Opowiedziałam rodzicom bardzo długą historię moich wakacji. Właściwie to ich nie okłamałam.. mówiłam całą prawdę. Pomijając nazwę tego niesamowitego miejsca. 
- Może zaprosimy jutro Vicky? Na pewno bardzo się za nią stęskniłaś, co? - gardło zamarzło mi w jednej chwili. 
- I to jeszcze jak.. - stwierdzam, a po chwili dodaję. - Gadałam już z nią. Ona.. wyjeżdża z rodzicami... w góry. - jąkam się, a to sprawia, że na twarzach rodziców pojawiają się wyrazy nie przekonania. Lekko się uśmiecham. Wyraźnie ich to uspokaja bo powracają do kolacji. 
Około 21 idę do swojego pokoju, uprzednio mówiąc ciche dobranoc rodzicom. Na korytarzu jest ciemno, nie widzę włącznika światła. Macam ściany, ale zamiast włącznika znajduję klamkę. Naciskam ją i niepewnie wchodzę do małego pomieszczenia. Strych.. Czuję kurz, który kręci mnie w nosie. Kiedy kicham, zataczam się i opieram o ścianę, aby nie upaść. Natrafiam na światło, więc je zapalam. 
Na podłodze stoją kartonowe pudła, ustawione w równych rzędach i stosach, oraz oznaczone różnymi napisami. Wszystkie są mocno zakurzone, a niektóre poobdzierane i zniszczone. Podłoga, ściany oraz sufit są szare od kurzu. 
Jedno z pudeł, oznaczone moim imieniem stoi pośród innych, a mimo to zwraca swoją uwagę. Podchodzę do niego i otwieram. W środku są różne zdjęcia, chyba jeszcze sprzed adopcji. Ja i jakaś dziewczyna o jasnych włosach i ciemnych okularach, jakiś kotek śpiący na moich kolanach.. Ja i Leon, przytulający się do siebie nad morzem. Skąd to się tam wzięło? 
I jest jeszcze album. Stary, zakurzony w jasnoniebieskiej okładce. Na przedniej stronie jest piękne zdjęcie, przedstawiające malutka dziewczynkę, około dwóch lat, chłopca wyglądającego mniej więcej na cztery oraz dwoje dorosłych. Kobieta miała długie do ramion, ciemne włosy i jasnobłękitne oczy. Była niską kobietą, ale nie jakoś specjalnie. Miała zaróżowione policzki i bladą cerę. Obok niej stał mężczyzna. Był od niej sporo wyższy. Również miał ciemne włosy, ale jego oczy były czekoladowe, zupełnie jak oczy Leona. Oboje uśmiechali się, a dziewczynka, która siedziała na ramionach ojca śmiała się, a ja niemal słyszałam jej śmiech. 
Oczy zaszły mi łzami, które po chwili ciężko spadły na kolana. Trzymałam album w dłoniach przypatrując się tej fotografii. Moja rodzina? 
Otworzyłam go trzęsącą się dłonią. Każde ze zdjęć było szczegółowo opisane. Zaczęłam się cicho śmiać kiedy zobaczyłam zdjęcie, na którym kobieta z wyciągniętą ręką łapie chłopca w tarcze ochronną. Dzieciak spadł z półki, na której leżały słodycze. Mimo to cieszył się z czekoladowym ciastkiem w ręku. A potem jak przez mgłę widziałam, jak matka zakleja plastrem kolano chłopca, a dziewczynka nakleja sobie na palec, aby bratu było raźniej. 
Nie umiałam powstrzymać łez. Po prostu płakałam. Nie wiem czy ze szczęścia, czy raczej smutku. Po prostu płakałam jak małe dziecko. To była moja rodzina... 
Zamknęłam album, z którego wyleciała jakaś złożona kartka. Rozwinęłam ją i z zapartym tchem czytałam kolejne słowa. 

"Kochana Gabriello..."

____________________________
NEXT!! 
Tak sobie mi wyszedł, ale cóż... takie życie ;)
Piszcie co myślicie :*

The Dream ♥

1 komentarz:

  1. Oj Lou, Lou co ty wyprawiasz co? Nie bój się miłości :D
    Rozdział świetny!
    Te akcje z jej bratem są takie smutne, że aż mam ochotę płakać razem z Gabi.
    Czekam na kolejny, chcę wiedzieć cl z Vicky!
    Kocham
    Aneta :*

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy