zasną raz ostatni,
Maryjo daj
szczęśliwą, dobrą noc..."
_____________________
Wstałam z krzesła i ze zaschniętymi łzami na policzkach wyszłam ze skrzydła szpitalnego. Przy wejściu stał Zayn oparty o framugę drzwi.
- Co z nim? - zapytał kiedy tylko mnie zobaczył. Wyglądał jak Louis w bardzo delikatnej wersji. Liczne rany i siniaki zdobiły jego nagie ramiona i mogłam się założyć, że czarny podkoszulek osłaniał jeszcze gorsze rany na klatce piersiowej. Zmierzyłam go wzrokiem, zupełnie zapominając o jego pytaniu. Dopiero kiedy chrząknął zniecierpliwiony zareagowałam.
- A tak! Em.. no, właściwie to jest.. źle. - powiedziałam, zdając sobie sprawę z tego, że to słowo nawet w połowie nie oddaje prawdy. Kiedy zerknął na mnie nieprzekonująco westchnęłam i wyminęłam go.
- Będzie dobrze - oznajmił zdawkowym tonem i wszedł na salę. Starając się uwierzyć w to co powiedział odeszłam do swojego pokoju.
- Gabriella! - usłyszałam krzyk za plecami i natychmiast się obróciłam. Biegł do mnie Jake z książkami w rękach.
- O, hej. - przywitałam się cicho i ruszyłam dalej na śniadanie.
- Co tam? Jaka lekcja dzisiaj pierwsza? - zapytał wesołym tonem. - Ej.. uśmiechnij się, przecież wiesz, że nie znoszę kiedy jesteś smutna.. - poprosił i dłonią pogładził mój policzek. Spojrzałam mu głęboko w oczy i lekko się uśmiechnęłam.
- Trzy godziny zaklęć, a potem Teleportacja - westchnęłam i usiadłam na swoim miejscu przy stole w Sali Jadalnej. Większość ciała pedagogicznego siedziała już na swoich miejscach i zaskoczył mnie fakt, że również Profesor Aidan siedział pośród nich. Ostatnio dość często opuszczał szkołę. Zabrałam się do jedzenia jajecznicy z bekonem. Popijając sok pomarańczowy postanowiłam jeszcze przed lekcjami odwiedzić skrzydło szpitalne. Na wspomnienie o Louisie prawie natychmiast spojrzałam w stronę stołu, przy którym siedziała Catherine. Łypała na mnie ostrym i wkurzonym spojrzeniem. Zaczyna na poważnie mnie denerwować. Mimo, że nauczyłam się ignorować jej zaczepki, chyba zaczynam być zazdrosna. Ciągle kręci się w okół skrzydła szpitalnego, ale z jakiegoś powodu brak jej odwagi, żeby tam wejść. No i bardzo dobrze..
- Zaklęcia? - usłyszałam głos obok swojego ucha. To Anna usiadła obok, a dalej Megan. Skinęłam głową w odpowiedzi na jej pytanie.
- My mamy dwie godziny transmutacji. Profesor Hulley zadała nam niezłe wypracowanko na trzy kartki. Wczoraj nie spałam do drugiej w nocy.. - skarżyła się Ana.
- Ej, Rudzielcu zwolnił.. łap czasem oddech, co? - zapytałam rozbawiona.
- Łatwo ci mówić.. - poparła przyjaciółkę Meg. - Ciebie wszyscy nauczyciele wręcz uwielbiają. A my? Takie niezdary - powiedziała naśladując głos jednego z nauczycieli, na co prychnęłam rozbawiona.
- Bez przesady.. - zaprzeczyłam - Profesor Snake mnie nie znosi! To mogłabyś zrobić lepiej, a ten cios był za słaby! Walczysz czy bawisz się w berka?! - zmieniłam głos, aby bardziej upodobnić się do Snake'a. Dziewczyny na początku wręcz tarzały się ze śmiechu, bo zdaje się, że robiłam to naprawdę dobrze, ale po chwili zaczęły dziwnie wymachiwać rękoma i patrzeć za moimi plecami, a Megan strzeliła się z otwartej dłoni w czoło, bo... Cholera!
- Hehee.. Dzień dobry, profesorze. - Zimne oczy Snake'a omiotły kilka osób siedzących przy naszym stoliku, a potem zatrzymały się na mnie.
- Dyrektor prosi pannę Black, aby stawiła się natychmiast w jego gabinecie. - powiedział swoim mroźnym głosem, bardzo powoli i dokładnie mówiąc każde słowo, jakby mówił do nierozumnego dziecka, ale pewnie takim właśnie jestem w jego oczach.
- Tak jest! - wstałam, zabrałam swoje rzeczy i torbę, omiotłam dziewczyny spojrzeniem, które mówiło "Uf, było blisko!" i wyszłam z Sali Jadalnej udając się w stronę schodów. Kiedy stałam już przed mosiężnymi drzwiami gabinetu Cathala zapukałam i słysząc ciche "proszę wejść" uchyliłam je.
- Chciał mnie pan widzieć, profesorze. - powiedziałam zduszonym głosem. Chyba nie będzie chciał mnie ukarać za ten wyskok do lasu?
- Nie ma zamiaru dawać ci reprymendy, Gabriello. - odparł jakby czytając w moich myślach. - Mam jednak cicho skrytą nadzieję, że jesteś świadoma niebezpieczeństwa w jakie wpakowałaś siebie i swoich przyjaciół? - zapytał nieco ostrzejszym tonem, który spowodował, że skuliłam się w sobie.
- O-oczywiście... i przepraszam, naprawdę. - zapewniłam gorliwie. - To było coś mega głupiego, ale ja po prostu..
- Straciłam głowę? - dokończył za mnie Cathal. Spojrzałam na niego zaskoczona, gdyż właśnie to chciałam powiedzieć. Na jego twarzy błąkał się teraz lekki uśmieszek. - Słyszałem, a wiem to od profesor Truely, że twoja Bariera Ochronna wcale cię nie chroni.. - powiedział podchodząc do mnie bliżej. - Postaraj się, Gabriello, to bardzo ważne. Przyszło ci walczyć z potężnym przeciwnikiem. Bez ćwiczeń nie dasz rady przetrwać tej walki. - powiedział, a jak skinęłam sztywno głową. - Od poniedziałku zaczniesz prywatne lekcje, z każdym z nauczycieli. Pomyślałem, że potrzebujesz więcej uwagi. A teraz zmykaj na Zaklęcia. - polecił, a ja wyszłam z jego gabinetu. To było dziwne...
Weszłam schodami do pokoju i zamknęłam za sobą drzwi. Od razu udałam się do klasy Zaklęć. Spędziłam trzy kolejne godziny. Usiadłam na łóżku i zaczęłam intensywnie myśleć. Chyba faktycznie muszę poprawić Barierę.. Może uda mi się nauczyć oklumencji, a wtedy uwolnię się od Morgany. Tak, to dobre rozwiązanie.
Z zamyślenia wyrwało mnie głośne pukanie do drzwi.
- Proszę! - krzyknęłam, gdyż ten ktoś po drugiej stronie drzwi strasznie się dobijał. Do pokoju wpadła Megan.
- Louis.. Louis się.. obudził. - wydyszała. Przez kilka sekund znieruchomiałam, ale kiedy tylko sens jej słów do mnie dotarł zerwałam się z łóżka i pobiegłam z nią u boku do skrzydła szpitalnego.
Drzwi sali były uchylone, a przez niewielką szparkę słyszałam głosy pani Sottern i Tommo.
- ...szybko wrócisz do zdrowia - usłyszałam urywek rozmowy.
- Dziękuję, pani Sottern - podziękował Tommo. Usłyszałam skrzypnięcie łóżka. Zapewne lekarka wstała z niego. Louis szybko dodał: - czy była tu.. to znaczy.. Czy Gabriella, była tutaj kiedy spałem? - serce zabiło mi szybciej kiedy jego słowa do mnie trafiły.
Popchnęłam lekko drzwi, zanim lekarka zdążyła odpowiedzieć. Na twarzy Tomlinsona zagościł lekki uśmiech kiedy zobaczył mnie, idącą w jego stronę.
- Cześć, Tommo, dzień dobry, pani Sottern. - przywitałam się. Pani Sottern odeszła do swojego gabinetu, a my zostaliśmy sami. - No i jak się czujesz? - zapytałam kiedy drzwi zamknęły się za lekarką.
- O wiele lepiej, zapewne jutro mnie stąd wypuści. - stwierdził.
- Już jutro?! Ale czad! - krzyknęłam, rzucając mu się na szyję. Jęknął kiedy dotknęłam jego klatki piersiowej. Natychmiast się odsunęłam.
- Bo ja.. chciałam cię przeprosić. Bo to przeze mnie tu leżysz. - zwiesiłam głowę. On tylko prychnął i powiedział:
- Daj spokój..
- Catherine jest na mnie wściekła - dodałam po chwili milczenia.
- Nie przejmuj się nią, wydaje jej się, że kiedyś jeszcze będziemy razem, ale.. - nie dokończył.
- Właściwie.. to czemu zerwaliście? - zapytałam. Kiedyś słyszałam już jedną wersję tej historii, ale chciałam poznać jej oryginał.
- Była strasznie... nachalna? Tak, to chyba dobre określenie. - zachichotałam cichutko. - Ciągle chciała się całować, gdziekolwiek popadło.. żenujące. - stwierdził, a ja skinęłam głową. Spojrzałam na zegarek na jego nadgarstku i wytrzeszczyłam oczy przerażona.
- Jestem już spóźniona na Teleportację! Muszę iść! - krzyknęłam. Szybko cmoknęłam go w policzek, wybiegłam ze skrzydła szpitalnego i pobiegłam po moje rzeczy do pokoju. Kiedy znalazłam się przed drzwiami do klasy byłam spóźniona już dobre pół godziny. Weszłam do niej niepewnie stawiając kroki. Kiedy uczniowie usłyszeli otwieranie drzwi wszyscy odwrócili się w moją stronę. Catherine prychnęła drwiąco i wróciłam do zapisywania notatek, Anna posłała mi pełne zaskoczenia spojrzenie, natomiast wzrok Jake'a błądził gdzieś po moich odsłoniętych nogach. Megan spojrzała na mnie jakby chciała powiedzieć "chcę znać szczegóły", a potem moja uwaga sprowadziła się do oburzonego i wściekłego spojrzenia profesora Quikly.
- O! Panna Black raczyła pojawić się na mojej lekcji? Może uprzejmie wyjaśni mi dlaczego nie mogła pojawić się tutaj PÓŁ GODZINY TEMU!!??!! - ryknął. Skulona ze strachu i wstydu otworzyłam usta, żeby się usprawiedliwić, ale profesor mi przerwał.
- Ani słowa więcej! Nie będę słuchał opowiastek o tym jakie to ważne sprawy miałaś do załatwienia! Siadaj i nie gadaj!
Po pół godzinie wyszłam z tej okropnej sali i ruszyłam w stronę dziedzińca w towarzystwie Anny, Megan i Jake'a, któy ciągle gapił się gdzieś, gdzie nie powinien.
- Skarbie, oczy mam troszkę wyżej. - rozbawiona podniosłam jego podbródek dwoma palcami, na co chrząknął zakłopotany i odwrócił wzrok. Przeczesałam włosy palcami i razem z dziewczynami i zakłopotanym Hammim ruszyliśmy do ogrodu za szkołą, gdzie mieliśmy mieć ostatnią lekcję tego dnia, czyli dwugodzinną Obronę Fizyczną. Pogoda była typowo letnia. Słońce grzało i był niesamowity upał, co oznaczało tylko tyle, że dzisiaj wieczorem, do zamku wrócimy na maksa spoceni.
I miałam rację. Kiedy po dwóch godzinach weszliśmy z powrotem do budynku, każdy jęczał jak to strasznie jest gorąco i jak bardzo chce iść już spać. Wszyscy weszliśmy do Sali Jadalnej gdzie czekała na nas już obfita kolacja. Każdy był zmęczony i to było widać, ale kiedy zobaczyliśmy te góry jedzenia, nagle każdy zdał sobie sprawę z tego, jak bardzo jest głodny. Po godzinie ożywionych rozmów i zajadania się tostami francuskimi, kilka osób zaczęło już odchodzić od stołów. Ja również wstałam i od razu poczułam tępy ból w mięsniach nóg. Pożegnałam rozchichotane dziewczyny, które właśnie usłyszały powtórkę z mojej rozmowy z Tommo i znów wróciłam do swojego pokoju. Od razu weszłam pod prysznic, myjąc się bardzo dokładnie. Kwiatowy zapach bzu mojego szamponu rozniósł się po całej łazience, przyprawiając mnie o lepszy nastrój. Snake dał mi dzisiaj w kość i nie omieszkał opowiedzieć całej klasie o moim "żałośnie przegranym pojedynku z NIĄ".
Wchodząc do pokoju wyjrzałam przez okno. Z racji, że była już 19:49, słońce zaczęło już chylić się ku zachodowi. Piękne pomarańczowe barwy otulały jasne słońce, które zaczęło powolutku znikać między szczytami gór. Piękne..
Przebrałam się w pidżamę i wskoczyłam pod kołdrę. Myślami błądząc w okół zielonych tęczówek Tommo, zasnęłam...
Dyskusja na ten temat trwała jeszcze przez kilka minut, a ja bezradnie dłubałam swoim widelcem w talerzu owsianki. Udało mi się jednak wymigać prostą wymówką typu "dzisiaj jest sobota i chciałam iść do Hadesa". No cóż.. podziałało. Naprawdę lubiłam Meg, ale czasem potrafiła gadać bez przerwy o tym samym, a dla mnie robiło się to już irytujące. Czasami trzeba było jej powtarzać po trzy razy, bo niezrozumiała tego, abo tamtego.
Doszłam do stajni i popchnęłam ogromne, drewniane drzwi. Boks Hadesa był dość blisko tylnego wyjścia, więc dla mnie był to główne wejście. Ogier stał przodem do wejścia i skubał siano.
- Cześć - przywitałam się. Hades przerwał jedzenie i pochylił swój łeb nade mną. Pogłaskałam go i uśmiechnęłam się. - Mała przejażdżka? - zapytałam, a ogier rżąc radośnie podrygiwał wesoło. Zaśmiałam się i dodałam: - W takim razie musisz chwilkę poczekać. Wezmę pozwolenie, od któregoś z nauczycieli, przebiorę się i możemy jechać.
Dziesięć minut później galopem przemierzałam szkolne błonia i łąkę. Hades najwyraźniej cieszył się swobodą i świeżym powietrzem tak samo jak ja. Krzycząc radośnie i stawiając sobie coraz większe przeszkody do przeskoczenia, biegaliśmy i galopowaliśmy wesoło. Tak spędziliśmy następne kilka godzin.
Zmęczona zaprowadziłam Hadesa kłusem nad jezioro. Cały brzeg porastały piękne, kolorowe kwiaty. Piękna, dorodna i ogromna jabłoń była moim ulubionym miejscem odpoczynku na świeżym powietrzu. Usiadłam pod drzewem opierając się o jego pień, a Hades taczał się w trawie i kwiatach, prychając co chwilę, gdy kwiatowy pył dostał się do jego nosa. Z rozbawieniem patrzyłam na jego wygłupy, albo puszczałam kaczki na wodzie. Po kilkudziesięciu kolejnych minutach zabawy Hades opadł zmęczony na trawę i zamknął oczy. Ja naśladując go wsłuchiwałam się w piękne śpiewy słowików i ciche rechotanie żab. Usłyszałam kroki z lewej strony i natychmiast otworzyłam powieki. W pierwszej chwili wstałam, a w następnej już leciałam ku Louisowi z otwartymi ramionami. Zarzuciłam mu ręce na szyję, śmiejąc się przy okazji.
- Skąd wiedziałeś, że tu jestem? - zapytałam podejrzliwie, ale z uśmiechem.
- Ana mi powiedziała - wyznał wzruszając ramionami.
Zbliżył się jeszcze o krok. Chciałam się cofnąć, ale trafiłam na twardy pień jabłoni.
- Nie możesz wiecznie uciekać - powiedział cicho jeszcze bardziej się przybliżając. Czułam jego ciepło. Napierając na mnie całym ciałem uniemożliwił mi jakąkolwiek drogę ucieczki. Położył ręce po obu stronach mojej głowy i uginając je coraz bardziej się przybliżał.
- Jaką? - zapytałam natychmiast zaintrygowana. Tommo zaśmiał się tylko i jak gdyby nigdy nic wzruszył ramionami. Pokręciłam głową i szłam dalej.
Kilkanaście minut później siedziałam przy stole zajadając się spaghetti, które było na kolacje. Spóźniłam się na obiad, ale nie żałowałam. Co kilka minut spoglądałam ukradkiem na Louis'a, który siedział pośród "swoich". On też zerkał na mnie i kilka razy puścił mi oczko. Dziewczyny były zbyt pochłonięte rozmową o czymś co miało się dzisiaj wydarzyć, więc nawet nie zadawały sobie trudu żeby dojrzeć nasze porozumiewawcze spojrzenia. Natomiast Jake widział je doskonale i nawet przez chwilę myślałam, że jest zły, albo smutny. Catherine nie ukrywała swojego gniewu. Bezskutecznie próbowała zwrócić na siebie uwagę Tomlinsona.
Po kolacji poszłam prosto do swojego pokoju gdzie miałam zamiar przebrać się i pójść spać, ponieważ byłam wykończona. Moje plany legły w gruzach kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. O framugę nonszalancko opierał się Tommo w skórzanej, czarnej kurtce.
- Załóż coś bardzo ciepłego - poprosił i wycofał się na korytarz.
"Bardzo ciepło" ?! Zgodnie z prośbą Louisa założyłam na siebie jakiś sweter i bluzę oraz czapkę, co było dość dziwne, bo przecież mamy lato. A co jeśli chodziło mu o coś innego, a ja wyjdę na kompletną kretynkę? Raz kozie śmierć, a raczej czarodziejce.
Wyszłam na korytarz gdzie czekał na mnie Tommo.
- Śliczna.. - skomentował i chwytając moją dłoń pociągnął mnie na dziedziniec. Okazało się, że nie byłam jedyną osobą, która uprała się w "coś ciepłego". Na dziedzińcu stało kilkunastu uczniów i nauczycieli wpatrzonych jak urzeczeni w niebo. Faktycznie noc była dość mroźna, powiedziałabym, że nawet zbyt mroźna jak na środek sierpnia. Ale wszystko się po chwili wyjaśniło.
Z nieba zaczęły spadać piękne, duże płaty śniegu. Śnieg w sierpniu, dajecie wiarę?!
- Ale.. jak? - zapytałam zszokowana i oczarowana.
- Dziś jest Kryształowa Noc jedyna zimowa noc w lecie. - uśmiechał się od ucha do ucha wodząc moje szczęście. - Podoba ci się? - zapytał dla pewności. Spojrzałam mu w oczy, na chwilę odrywając wzrok od pięknego nieba.
- Jest piękna - wydusiłam.
- Będzie dobrze - oznajmił zdawkowym tonem i wszedł na salę. Starając się uwierzyć w to co powiedział odeszłam do swojego pokoju.
~*~
Następnego dnia rano wzięłam prysznic, ubrałam się i wyszłam z pokoju ruszając w stronę Sali Jadalnej. Dlaczego ja nie odniosłam żadnych obrażeń, podczas gdy Louis prawie.. - Gabriella! - usłyszałam krzyk za plecami i natychmiast się obróciłam. Biegł do mnie Jake z książkami w rękach.
- O, hej. - przywitałam się cicho i ruszyłam dalej na śniadanie.
- Co tam? Jaka lekcja dzisiaj pierwsza? - zapytał wesołym tonem. - Ej.. uśmiechnij się, przecież wiesz, że nie znoszę kiedy jesteś smutna.. - poprosił i dłonią pogładził mój policzek. Spojrzałam mu głęboko w oczy i lekko się uśmiechnęłam.
- Trzy godziny zaklęć, a potem Teleportacja - westchnęłam i usiadłam na swoim miejscu przy stole w Sali Jadalnej. Większość ciała pedagogicznego siedziała już na swoich miejscach i zaskoczył mnie fakt, że również Profesor Aidan siedział pośród nich. Ostatnio dość często opuszczał szkołę. Zabrałam się do jedzenia jajecznicy z bekonem. Popijając sok pomarańczowy postanowiłam jeszcze przed lekcjami odwiedzić skrzydło szpitalne. Na wspomnienie o Louisie prawie natychmiast spojrzałam w stronę stołu, przy którym siedziała Catherine. Łypała na mnie ostrym i wkurzonym spojrzeniem. Zaczyna na poważnie mnie denerwować. Mimo, że nauczyłam się ignorować jej zaczepki, chyba zaczynam być zazdrosna. Ciągle kręci się w okół skrzydła szpitalnego, ale z jakiegoś powodu brak jej odwagi, żeby tam wejść. No i bardzo dobrze..
- Zaklęcia? - usłyszałam głos obok swojego ucha. To Anna usiadła obok, a dalej Megan. Skinęłam głową w odpowiedzi na jej pytanie.
- My mamy dwie godziny transmutacji. Profesor Hulley zadała nam niezłe wypracowanko na trzy kartki. Wczoraj nie spałam do drugiej w nocy.. - skarżyła się Ana.
- Ej, Rudzielcu zwolnił.. łap czasem oddech, co? - zapytałam rozbawiona.
- Łatwo ci mówić.. - poparła przyjaciółkę Meg. - Ciebie wszyscy nauczyciele wręcz uwielbiają. A my? Takie niezdary - powiedziała naśladując głos jednego z nauczycieli, na co prychnęłam rozbawiona.
- Bez przesady.. - zaprzeczyłam - Profesor Snake mnie nie znosi! To mogłabyś zrobić lepiej, a ten cios był za słaby! Walczysz czy bawisz się w berka?! - zmieniłam głos, aby bardziej upodobnić się do Snake'a. Dziewczyny na początku wręcz tarzały się ze śmiechu, bo zdaje się, że robiłam to naprawdę dobrze, ale po chwili zaczęły dziwnie wymachiwać rękoma i patrzeć za moimi plecami, a Megan strzeliła się z otwartej dłoni w czoło, bo... Cholera!
- Hehee.. Dzień dobry, profesorze. - Zimne oczy Snake'a omiotły kilka osób siedzących przy naszym stoliku, a potem zatrzymały się na mnie.
- Dyrektor prosi pannę Black, aby stawiła się natychmiast w jego gabinecie. - powiedział swoim mroźnym głosem, bardzo powoli i dokładnie mówiąc każde słowo, jakby mówił do nierozumnego dziecka, ale pewnie takim właśnie jestem w jego oczach.
- Tak jest! - wstałam, zabrałam swoje rzeczy i torbę, omiotłam dziewczyny spojrzeniem, które mówiło "Uf, było blisko!" i wyszłam z Sali Jadalnej udając się w stronę schodów. Kiedy stałam już przed mosiężnymi drzwiami gabinetu Cathala zapukałam i słysząc ciche "proszę wejść" uchyliłam je.
- Chciał mnie pan widzieć, profesorze. - powiedziałam zduszonym głosem. Chyba nie będzie chciał mnie ukarać za ten wyskok do lasu?
- Nie ma zamiaru dawać ci reprymendy, Gabriello. - odparł jakby czytając w moich myślach. - Mam jednak cicho skrytą nadzieję, że jesteś świadoma niebezpieczeństwa w jakie wpakowałaś siebie i swoich przyjaciół? - zapytał nieco ostrzejszym tonem, który spowodował, że skuliłam się w sobie.
- O-oczywiście... i przepraszam, naprawdę. - zapewniłam gorliwie. - To było coś mega głupiego, ale ja po prostu..
- Straciłam głowę? - dokończył za mnie Cathal. Spojrzałam na niego zaskoczona, gdyż właśnie to chciałam powiedzieć. Na jego twarzy błąkał się teraz lekki uśmieszek. - Słyszałem, a wiem to od profesor Truely, że twoja Bariera Ochronna wcale cię nie chroni.. - powiedział podchodząc do mnie bliżej. - Postaraj się, Gabriello, to bardzo ważne. Przyszło ci walczyć z potężnym przeciwnikiem. Bez ćwiczeń nie dasz rady przetrwać tej walki. - powiedział, a jak skinęłam sztywno głową. - Od poniedziałku zaczniesz prywatne lekcje, z każdym z nauczycieli. Pomyślałem, że potrzebujesz więcej uwagi. A teraz zmykaj na Zaklęcia. - polecił, a ja wyszłam z jego gabinetu. To było dziwne...
Weszłam schodami do pokoju i zamknęłam za sobą drzwi. Od razu udałam się do klasy Zaklęć. Spędziłam trzy kolejne godziny. Usiadłam na łóżku i zaczęłam intensywnie myśleć. Chyba faktycznie muszę poprawić Barierę.. Może uda mi się nauczyć oklumencji, a wtedy uwolnię się od Morgany. Tak, to dobre rozwiązanie.
Z zamyślenia wyrwało mnie głośne pukanie do drzwi.
- Proszę! - krzyknęłam, gdyż ten ktoś po drugiej stronie drzwi strasznie się dobijał. Do pokoju wpadła Megan.
- Louis.. Louis się.. obudził. - wydyszała. Przez kilka sekund znieruchomiałam, ale kiedy tylko sens jej słów do mnie dotarł zerwałam się z łóżka i pobiegłam z nią u boku do skrzydła szpitalnego.
Drzwi sali były uchylone, a przez niewielką szparkę słyszałam głosy pani Sottern i Tommo.
- ...szybko wrócisz do zdrowia - usłyszałam urywek rozmowy.
- Dziękuję, pani Sottern - podziękował Tommo. Usłyszałam skrzypnięcie łóżka. Zapewne lekarka wstała z niego. Louis szybko dodał: - czy była tu.. to znaczy.. Czy Gabriella, była tutaj kiedy spałem? - serce zabiło mi szybciej kiedy jego słowa do mnie trafiły.
Popchnęłam lekko drzwi, zanim lekarka zdążyła odpowiedzieć. Na twarzy Tomlinsona zagościł lekki uśmiech kiedy zobaczył mnie, idącą w jego stronę.
- Cześć, Tommo, dzień dobry, pani Sottern. - przywitałam się. Pani Sottern odeszła do swojego gabinetu, a my zostaliśmy sami. - No i jak się czujesz? - zapytałam kiedy drzwi zamknęły się za lekarką.
- O wiele lepiej, zapewne jutro mnie stąd wypuści. - stwierdził.
- Już jutro?! Ale czad! - krzyknęłam, rzucając mu się na szyję. Jęknął kiedy dotknęłam jego klatki piersiowej. Natychmiast się odsunęłam.
- Bo ja.. chciałam cię przeprosić. Bo to przeze mnie tu leżysz. - zwiesiłam głowę. On tylko prychnął i powiedział:
- Daj spokój..
- Catherine jest na mnie wściekła - dodałam po chwili milczenia.
- Nie przejmuj się nią, wydaje jej się, że kiedyś jeszcze będziemy razem, ale.. - nie dokończył.
- Właściwie.. to czemu zerwaliście? - zapytałam. Kiedyś słyszałam już jedną wersję tej historii, ale chciałam poznać jej oryginał.
- Była strasznie... nachalna? Tak, to chyba dobre określenie. - zachichotałam cichutko. - Ciągle chciała się całować, gdziekolwiek popadło.. żenujące. - stwierdził, a ja skinęłam głową. Spojrzałam na zegarek na jego nadgarstku i wytrzeszczyłam oczy przerażona.
- Jestem już spóźniona na Teleportację! Muszę iść! - krzyknęłam. Szybko cmoknęłam go w policzek, wybiegłam ze skrzydła szpitalnego i pobiegłam po moje rzeczy do pokoju. Kiedy znalazłam się przed drzwiami do klasy byłam spóźniona już dobre pół godziny. Weszłam do niej niepewnie stawiając kroki. Kiedy uczniowie usłyszeli otwieranie drzwi wszyscy odwrócili się w moją stronę. Catherine prychnęła drwiąco i wróciłam do zapisywania notatek, Anna posłała mi pełne zaskoczenia spojrzenie, natomiast wzrok Jake'a błądził gdzieś po moich odsłoniętych nogach. Megan spojrzała na mnie jakby chciała powiedzieć "chcę znać szczegóły", a potem moja uwaga sprowadziła się do oburzonego i wściekłego spojrzenia profesora Quikly.
- O! Panna Black raczyła pojawić się na mojej lekcji? Może uprzejmie wyjaśni mi dlaczego nie mogła pojawić się tutaj PÓŁ GODZINY TEMU!!??!! - ryknął. Skulona ze strachu i wstydu otworzyłam usta, żeby się usprawiedliwić, ale profesor mi przerwał.
- Ani słowa więcej! Nie będę słuchał opowiastek o tym jakie to ważne sprawy miałaś do załatwienia! Siadaj i nie gadaj!
Po pół godzinie wyszłam z tej okropnej sali i ruszyłam w stronę dziedzińca w towarzystwie Anny, Megan i Jake'a, któy ciągle gapił się gdzieś, gdzie nie powinien.
- Skarbie, oczy mam troszkę wyżej. - rozbawiona podniosłam jego podbródek dwoma palcami, na co chrząknął zakłopotany i odwrócił wzrok. Przeczesałam włosy palcami i razem z dziewczynami i zakłopotanym Hammim ruszyliśmy do ogrodu za szkołą, gdzie mieliśmy mieć ostatnią lekcję tego dnia, czyli dwugodzinną Obronę Fizyczną. Pogoda była typowo letnia. Słońce grzało i był niesamowity upał, co oznaczało tylko tyle, że dzisiaj wieczorem, do zamku wrócimy na maksa spoceni.
I miałam rację. Kiedy po dwóch godzinach weszliśmy z powrotem do budynku, każdy jęczał jak to strasznie jest gorąco i jak bardzo chce iść już spać. Wszyscy weszliśmy do Sali Jadalnej gdzie czekała na nas już obfita kolacja. Każdy był zmęczony i to było widać, ale kiedy zobaczyliśmy te góry jedzenia, nagle każdy zdał sobie sprawę z tego, jak bardzo jest głodny. Po godzinie ożywionych rozmów i zajadania się tostami francuskimi, kilka osób zaczęło już odchodzić od stołów. Ja również wstałam i od razu poczułam tępy ból w mięsniach nóg. Pożegnałam rozchichotane dziewczyny, które właśnie usłyszały powtórkę z mojej rozmowy z Tommo i znów wróciłam do swojego pokoju. Od razu weszłam pod prysznic, myjąc się bardzo dokładnie. Kwiatowy zapach bzu mojego szamponu rozniósł się po całej łazience, przyprawiając mnie o lepszy nastrój. Snake dał mi dzisiaj w kość i nie omieszkał opowiedzieć całej klasie o moim "żałośnie przegranym pojedynku z NIĄ".
Wchodząc do pokoju wyjrzałam przez okno. Z racji, że była już 19:49, słońce zaczęło już chylić się ku zachodowi. Piękne pomarańczowe barwy otulały jasne słońce, które zaczęło powolutku znikać między szczytami gór. Piękne..
Przebrałam się w pidżamę i wskoczyłam pod kołdrę. Myślami błądząc w okół zielonych tęczówek Tommo, zasnęłam...
~*~
- Prywatne lekcje! - powtórzyła po raz setny Megan.
- Tak Meg, prywatne lekcje. - zgodziłam się z nią, lekko poirytowanym tonem. - Mówiłam ci już, Cathal chce żebym nauczyła się.. czegoś więcej. Dyskusja na ten temat trwała jeszcze przez kilka minut, a ja bezradnie dłubałam swoim widelcem w talerzu owsianki. Udało mi się jednak wymigać prostą wymówką typu "dzisiaj jest sobota i chciałam iść do Hadesa". No cóż.. podziałało. Naprawdę lubiłam Meg, ale czasem potrafiła gadać bez przerwy o tym samym, a dla mnie robiło się to już irytujące. Czasami trzeba było jej powtarzać po trzy razy, bo niezrozumiała tego, abo tamtego.
Doszłam do stajni i popchnęłam ogromne, drewniane drzwi. Boks Hadesa był dość blisko tylnego wyjścia, więc dla mnie był to główne wejście. Ogier stał przodem do wejścia i skubał siano.
- Cześć - przywitałam się. Hades przerwał jedzenie i pochylił swój łeb nade mną. Pogłaskałam go i uśmiechnęłam się. - Mała przejażdżka? - zapytałam, a ogier rżąc radośnie podrygiwał wesoło. Zaśmiałam się i dodałam: - W takim razie musisz chwilkę poczekać. Wezmę pozwolenie, od któregoś z nauczycieli, przebiorę się i możemy jechać.
Dziesięć minut później galopem przemierzałam szkolne błonia i łąkę. Hades najwyraźniej cieszył się swobodą i świeżym powietrzem tak samo jak ja. Krzycząc radośnie i stawiając sobie coraz większe przeszkody do przeskoczenia, biegaliśmy i galopowaliśmy wesoło. Tak spędziliśmy następne kilka godzin.
Zmęczona zaprowadziłam Hadesa kłusem nad jezioro. Cały brzeg porastały piękne, kolorowe kwiaty. Piękna, dorodna i ogromna jabłoń była moim ulubionym miejscem odpoczynku na świeżym powietrzu. Usiadłam pod drzewem opierając się o jego pień, a Hades taczał się w trawie i kwiatach, prychając co chwilę, gdy kwiatowy pył dostał się do jego nosa. Z rozbawieniem patrzyłam na jego wygłupy, albo puszczałam kaczki na wodzie. Po kilkudziesięciu kolejnych minutach zabawy Hades opadł zmęczony na trawę i zamknął oczy. Ja naśladując go wsłuchiwałam się w piękne śpiewy słowików i ciche rechotanie żab. Usłyszałam kroki z lewej strony i natychmiast otworzyłam powieki. W pierwszej chwili wstałam, a w następnej już leciałam ku Louisowi z otwartymi ramionami. Zarzuciłam mu ręce na szyję, śmiejąc się przy okazji.
- Skąd wiedziałeś, że tu jestem? - zapytałam podejrzliwie, ale z uśmiechem.
- Ana mi powiedziała - wyznał wzruszając ramionami.
Zbliżył się jeszcze o krok. Chciałam się cofnąć, ale trafiłam na twardy pień jabłoni.
- Nie możesz wiecznie uciekać - powiedział cicho jeszcze bardziej się przybliżając. Czułam jego ciepło. Napierając na mnie całym ciałem uniemożliwił mi jakąkolwiek drogę ucieczki. Położył ręce po obu stronach mojej głowy i uginając je coraz bardziej się przybliżał.
- Chyba nie zamierzam... - stwierdziłam.
Zrobił to delikatnie i powoli. Nasze usta połączyły się w pełnym pasji i namiętności pocałunku. Wplotłam palce swoich dłoni w jego poczochrane włosy, a on oplótł mnie w talii swoimi mocnymi ramionami. Pocałunek trwał kilka cudownych chwil, które sprawiły, że w moim brzuchu po raz pierwszy w życiu obudziły się motyle. Kiedy oderwaliśmy się od siebie czułam jak na twarzy błąka mi się uśmiech. Spojrzałam mu w oczy.
- Jesteś niesamowita.. - szepnął, na moje policzki wkradł się róż. Ponad jego ramieniem dostrzegłam pięknego Motyla Ognistego i gdyby nie to, że się tam pojawił, pewnie zapadłaby niezręczna cisza.
- Popatrz! - krzyknęłam, jego uścisk zelżał.
Motyl krążył między nami, nawet Hades się obudził, żeby się z nami pobawić. Śliczny owad zaczął mnie gonić, a ja uciekłam na jedną z niższych gałęzi jabłoni. Jakimś cudem znalazłam się prawie na samym szczycie potężnego drzewa.
- Jak ty tam wlazłaś?! - krzyknął z dołu Tommo. Na jego twarzy grało rozbawienie.
- To nie jest śmieszne, zdejmij mnie! - poprosiłam błagalnym tonem, ale ja również przeplatałam słowa cichym chichotem. Udało mi się zejść. Kiedy stałam na ostatniej gałęzi, Louis wyciągnął do mnie rękę, żeby pomóc mi zejść, ale ja się poślizgnęłam i wpadłam na niego. Przewróciliśmy się na trawę, a nasze twarze znów znalazły się blisko siebie.
- Chyba musimy wracać. - stwierdził Tommo, a ja skinęłam głową. Wstałam z niego, on również podniósł się z ziemi. - Mam dla ciebie niespodziankę - szepnął mi na ucho kiedy szliśmy razem za rękę w stronę szkoły. Hades szedł za nami, cichutko nie chcąc nam przeszkadzać. Kochany jest.. - Jaką? - zapytałam natychmiast zaintrygowana. Tommo zaśmiał się tylko i jak gdyby nigdy nic wzruszył ramionami. Pokręciłam głową i szłam dalej.
Kilkanaście minut później siedziałam przy stole zajadając się spaghetti, które było na kolacje. Spóźniłam się na obiad, ale nie żałowałam. Co kilka minut spoglądałam ukradkiem na Louis'a, który siedział pośród "swoich". On też zerkał na mnie i kilka razy puścił mi oczko. Dziewczyny były zbyt pochłonięte rozmową o czymś co miało się dzisiaj wydarzyć, więc nawet nie zadawały sobie trudu żeby dojrzeć nasze porozumiewawcze spojrzenia. Natomiast Jake widział je doskonale i nawet przez chwilę myślałam, że jest zły, albo smutny. Catherine nie ukrywała swojego gniewu. Bezskutecznie próbowała zwrócić na siebie uwagę Tomlinsona.
Po kolacji poszłam prosto do swojego pokoju gdzie miałam zamiar przebrać się i pójść spać, ponieważ byłam wykończona. Moje plany legły w gruzach kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. O framugę nonszalancko opierał się Tommo w skórzanej, czarnej kurtce.
- Załóż coś bardzo ciepłego - poprosił i wycofał się na korytarz.
"Bardzo ciepło" ?! Zgodnie z prośbą Louisa założyłam na siebie jakiś sweter i bluzę oraz czapkę, co było dość dziwne, bo przecież mamy lato. A co jeśli chodziło mu o coś innego, a ja wyjdę na kompletną kretynkę? Raz kozie śmierć, a raczej czarodziejce.
Wyszłam na korytarz gdzie czekał na mnie Tommo.
- Śliczna.. - skomentował i chwytając moją dłoń pociągnął mnie na dziedziniec. Okazało się, że nie byłam jedyną osobą, która uprała się w "coś ciepłego". Na dziedzińcu stało kilkunastu uczniów i nauczycieli wpatrzonych jak urzeczeni w niebo. Faktycznie noc była dość mroźna, powiedziałabym, że nawet zbyt mroźna jak na środek sierpnia. Ale wszystko się po chwili wyjaśniło.
Z nieba zaczęły spadać piękne, duże płaty śniegu. Śnieg w sierpniu, dajecie wiarę?!
- Ale.. jak? - zapytałam zszokowana i oczarowana.
- Dziś jest Kryształowa Noc jedyna zimowa noc w lecie. - uśmiechał się od ucha do ucha wodząc moje szczęście. - Podoba ci się? - zapytał dla pewności. Spojrzałam mu w oczy, na chwilę odrywając wzrok od pięknego nieba.
- Jest piękna - wydusiłam.
♥
_____________________
_____________________
Oto upragniona siedemnastka!
Słaba... ale nic lepszego nie sklecę :/
Pozdro,
The Dream ♥
Cudowny.
OdpowiedzUsuńTylko tyle jestem w stanie powiedzieć.
Choć to i tak za mało.
(Julia) ^,^
Rozdział boski, ta kryształowa noc - świetna.
OdpowiedzUsuńNo i było, buzi buzi :3
Jestem zmęczona jak nie wiem, ale odnalazłam jakieś siły by napisać komentarz, było by grzechem gdybym nie skomentowała, czegoś tak dobrego..
( Jaram się!!! Byłam na chippendales, aaaaa no jaram się!!! Byłam na imprezie na mega music wilga i występowali, mówię ci ale dupy! muszę się pochwalić bo nadal jestem tym podekscytowana :D
Dobra koniec... )
Rozdział świetny i czekam na następny świetny rozdział :*
Całuje :*
Aneta
Ps. Niby jakie rady mogę ci dać! pisze to co mam w głowię, z resztą to ja powinnam błagać o rady od ciebie :D