Dni mijały o wiele szybciej niż mogłam się spodziewać. Pierwszy dzień zajęć nadszedł jak niespodziewany wiatr. Wstałam z łóżka, a serce waliło jak młot, na myśl, że to właśnie dzisiaj. Zeszłam jednak z niego i po raz setny spojrzałam na mój plan. Dzisiaj jest poniedziałek więc jako pierwszą lekcję mam Eliksiry. Mam nadzieję, że mój nauczyciel tego przedmiotu będzie bardziej wyrozumiały niż Snape. Wzięłam długi prysznic, umyłam dokładnie ciało i włosy, potem uczesałam je w warkocza na boku i ubrałam się w beżowe rurki, białą, zwiewną bluzkę i czarną, skórzaną kurtkę. Zeszłam na pierwsze piętro, gdzie znajdywała się sala numer 208, w której miały odbywać się lekcje Eliksirów. Przez te kilka dni, które mi pozostały przed lekcjami udało mi się zdobyć większość podręczników. Godzina wskazywała 9:56, więc miałam jeszcze cztery minuty do dzwonka. Usiadłam w ostatniej ławce i miałam nadzieję, że nie będę jedyną uczennicą na tych zajęciach. Na szczęście moje obawy rozwiały się kiedy do klasy weszły Anna i Megan. Przywitałam się z koleżankami, które następnie usiadły kilka ławek przede mną i zaczęły o czymś zawzięcie dyskutować. Kolejny do klasy wszedł Malik ze swoją bandą. Serce mi się ścisnęło kiedy zobaczyłam Louisa, ale szybko odwróciłam wzrok, a on to chyba zauważył. I dobrze, niech wie, że jestem na niego zła. Natomiast Catherine uśmiechnęła się triumfująco i usiadła z Tomlinsonem w ławce. Miałam ochotę rozszarpać ją na strzępy, powstrzymałam się jednak resztkami godności i znów wlepiłam wzrok w ławkę. Do klasy zaczęło przybywać uczniów, aż zebrała się prawie dwudziestka, a może nawet trzydziestka. Sporo ich w tą Zieloną Szkołę. Dzwonek zadzwonił, a do klasy wszedł nauczyciel. Profesor William Grey był staruszkiem w wieku około 65 lat. Miał siwe, wypadające włosy i ciemnozielone oczy. Na nosie świeciły okulary połówki.
- Witam klasę. - przywitał się ochrypłym głosem.
Każdy odpowiedział zmulone "dzień dobry" w swoim tempie, a ja w ogóle się nie odezwałam. Nagle profesor Grey odchylił okulary trochę niżej i przyjrzał mi się uważnie.
- A ty kim jesteś, dziecinko? - zapytał miłym, lecz nadal ochrypłym głosem. Z wypiekami na twarzy wstałam z krzesła i lekko drżącym głosem, przedstawiłam się:
- Na imię mam Gabriella Black i jestem now... - nie dokończyłam, ponieważ profesor wybuchł nagle życzliwym śmiechem.
- Black, Black, Black... Pamiętam jakby to było wczoraj, kiedy twój ojciec po raz pierwszy wszedł to tej klasy. Siadaj, siadaj. - polecił, a ja nieco rozluźniona usiadłam na swoim miejscu.
Dalej lekcja potoczyła się z górki. Ja jako nowa uczennica musiałam przejrzeć cały podręcznik i przeczytać trzy ostatnie tematy, które omawiali. Nie zajęło mi to wiele czasu, a kiedy wszystko miałam już wykute, profesor polecił mi abym pochodziła po klasie i popatrzyła jak reszta uczniów waży Eliksir Nasenny. Kiedy tylko po raz kolejny podniosłam się z ławki, do klasy wbiegł zadyszany Jake.
- Przepraszam za spóźnienie, profesorze. - powiedział natychmiast. Profesor Grey zacmokał ustami.
- Znowu to samo Hammings. Och, odejmuję Panu pięć punktów, może to Pana czegoś nauczy. - oznajmił profesor znudzonym głosem.
- Ale... - chciał zaprzeczyć Jake.
- Bez dyskusji. - odpowiedział mu profesor. Nie unosił głosu, w ogóle zdawał się nie być zły. - Siadaj w ławce z Panną Black.
Jake podszedł do mojej ławki, rzucił plecak na podłogę i usiadł zrezygnowany na krześle obok. Uśmiechnęłam się do niego, a on odwzajemnił gest i wyjął swoje książki.
Reszta lekcji minęła mi bardzo szybko. Celowo omijałam stolik Tomlinsona, nie chciałam być bliżej niego niż dwa metry.
Na następnych zajęciach robiłam praktycznie to samo.Najpierw czytałam, a potem przyglądałam się. Na następnej lekcji, czyli Zaklęciach, patrzyłam jak cała reszta stara się stworzyć kulę światła, co udało się tylko nielicznym. Potem była Obrona przed Czarną Magią i tutaj zaczęło być pod górkę. Profesor Bones była na tyle miła, że pozwoliła mi wypróbować jedno zaklęcie ochronne. Skończyło się to na śmiechach całej klasy (również moim), zdemolowaniu dwóch krzeseł, jednej ławki i bardzo bombowej fryzurze Pani Profesor. Dosłownie bombowej. Kiedy wybiła piętnasta i zadzwonił dzwonek na przerwę obiadową, wyszłam z klasy w towarzystwie roześmianego Jake'a. Rozstaliśmy się w drodze do Sali Jadalnej, ponieważ chłopak musiał iść do swojego pokoju po telefon, który tam zostawił. Ja udałam w stronę Sali, w której byłam już po pokonaniu czteropiętrowych schodów. Zjadłam w ciszy, sama ponieważ Jake nie przyszedł, a dziewczyny nawijały ze soba jakieś pięć krzeseł dalej. Rozmyślałam o tym wszystkim i zaczęłam się zastanawiać, co by było gdybym wtedy nie poszła na tą imprezę i nie zobaczyła demonów. Na pewno nie byłoby mnie tutaj.
Niedługo potem przerwa się skończyła, a ja wyczerpana wyszłam z budynku i ruszyłam w stronę terenu za szkołą, gdzie miała odbyć się ostatnia lekcja na dzisiaj - OFiSA. Szczerze? bałam sie tej lekcji. Ana i Meg mówiły, że profesor Snake jest strasznie wymagający i groźny. Lepiej z nim nie dyskutować i nie kłócić się, a co dopiero sprzeciwiać. Ubrałam specjalnie na tę lekcję krótkie, czarne spodenki, czarna bokserkę i czarne trampki. Coś czułam, że podobne to będzie do normalnego W-Fu. Kiedy dotarłam na miejsce, profesor Snake był już tam i czekał aż wszyscy uczniowie przyjdą. Nikt nie śmiał się spóźnić. Profesor był wysokim mężczyzną o kruczoczarnych włosach, czarnej, koziej bródce i ciemnych jak węgle oczach. Nie był miły, wręcz przeciwnie. Krytykował wszystko i wszystkich przy najbliższej okazji. Starałam się trzymać gdzieś z tyłu, aby przypadkiem nie musieć wychodzić na środek i przedstawiać się wszystkim po raz kolejny, ale właściwie nie było takiej potrzeby, ponieważ profesor Snake kompletnie mnie zignorował. On również jak większość nauczycieli wcześniej kazał mi patrzeć i się uczyć. Chyba najbardziej faworyzował Louisa, a może to tylko moje chore wymysły. Sama już nie wiem.
To była najgorsza lekcja, jak na razie. Nic mi nie szło tak, jak iść powinno. Nieustannie byłam karcona za gadanie, a gadałam tylko po to, aby dowiedzieć się co to właściwie jest Cios z Nieba, albo Niewidzialna Rana. No cóż... w końcu coś musiało mi się nie udać. Ale, tak w sumie, to nie sama lekcja była najgorsza tylko postawa i osobowość nauczyciela mi się nie spodobała. Och.... i jeszcze to co stało się z Louisem. To głupie... Kiedy próbowałam kopnąć swojego przeciwnika (Annę), potknęłam się o kamień i upadłam na niego. Nasze ciała były strasznie blisko siebie, a usta prawie się stykały. Przez dosłownie chwilę znów chciałam go pocałować, ale jego zadziorny uśmieszek i głośne "uuuuu" całej klasy wyrwało mnie z transu. Nigdy więcej. Jednak przetrwałam jakoś te trzy godziny i jakimś cudem wyszłam z lekcji cało, ale teraz, leżąc na łóżku i myśląc o tym wszystkim, zaczęłam pojmować zachowanie Louisa. on robi to z każdą: uwodzi, rozkochuje i rzuca, jak niepotrzebną, albo zepsutą. I szczerze? Bolało mnie to. Nie pytajcie dlaczego, bo nie wiem. To po prostu bolało. Tak jakbym straciła największą szansę w moim życiu na coś, na co bardzo mocno i długo czekałam. Dlaczego się tak czuję? Dlaczego o nim myślę?
________________________
Fanfary proszę!!! SKOŃCZYŁAM :)
Jest już dziewiąteczka, którą dość dłuuugo pisałam :D
Szczerze, to jest mi przykro i smutno.
Pod ostatnim postem był TYLKO JEDEN KOMENTARZ!
Naprawdę szkoda wam czasu żeby napisać głupie
"świetne" albo "żenada", czy coś takiego,
a potem nacisnąć głupi, mały przycisk "opublikuj" ?!?!?!
No błagam was!
Jestem teraz strasznie chora, bardzo źle się czuję
i miłe słowo na pewno trochę by mi pomogło.
To jak? Dacie radę?
Smutna,
The Dream.
bosko <3
OdpowiedzUsuńZły profesorek zawsze musi być :3 hehe
Nie przejmuj się, przecież można złamać paznokcia pisząc świetnie, mało kto się podejmie takiego ryzyka...
Weny, kochanie ;)
Całuje ;*
Dzięki ;*
Usuń