czwartek, 16 kwietnia 2015

Rozdział 10.

"Odwagą nie jest nigdy nie upadać,
lecz umieć podnieść się z upadku
i iść przez życie z podniesioną głową"
_________________
Dni mijały o wiele, wiele szybciej niż się tego spodziewałam. Nim się obejrzałam minął pierwszy tydzień i zaczął się następny. W sercu czułam taką radość, a zarazem strach przed tym co miało się stać. A co miało się stać? Tego chyba nikt nie wie. 
Profesor Aidan wrócił trzy dni temu, z dobrymi wiadomościami - miał podejrzenia co do miejsca położenia Victorii. Nie mogliśmy od razu wyruszyć w podróż na jej ratunek, ponieważ trzeba było wszystko omówić, a ja musiałam ukończyć trening. 
Najgorzej oczywiście szła mi OFiSA. Co gorsza profesor Snake uwziął się na mnie i miałam przechlapane. "Niestety" zachorował i musiała. odbywać moje korepetycje z kimś innym. A mówiąc "kimś innym" mam na myśli nikogo innego jak ulubieńca profesora - Louisa Tomlinsona. Szczerze? Teraz nienawidziłam Snake'a jeszcze bardziej niż wcześniej. 
Właśnie teraz czekałam na mojego "nauczyciela". Pierwsze pięć minut spóźnienia jeszcze jakoś zniosłam, ale po dwudziestu miałam dość i gdyby nie to, że Pan Spóźnialski zjawił się zdyszany, pewnie bym sobie poszła. 
- Ileż można na ciebie czekać?! - krzyknęłam oburzona na przywitanie. 
- Mi też miło cię widzieć, Black. - uśmiechnął się chytrze i zawiązał sobie chustkę na dłoni. 
- Po co ci to? - zapytał oschle ze zwykłej ciekawości. 
- Nie wtykaj nosa w nie swoje sprawy, okej? - w odpowiedzi uniosłam tylko ręce w geście obrony. - Zaczynajmy. 
I w ten sposób znów zaczęłam różne ćwiczenia. Właściwie to szło mi już coraz lepiej, a nawet mogę przyznać, że byłam w tym całkiem niezła. Raz Louis nieźle ode mnie oberwał, ale wiedziałam, że nic mu nie będzie. Umiałam już naprawdę dużo. Wiele, wiele zaklęć, pole ochronne, walkę fizyczną i psychiczną, umiałam ważyć wiele przydatnych eliksirów, tworzyć rzeczy z niczego i o wiele więcej niż możecie sobie wyobrazić. Umiałam dość dużo, żeby wyruszyć.... w podróż, z której mogłam już nie wrócić. 
Właśnie dlatego następnego dnia, zanim słońce jeszcze wstało siedziałam już na swoim łóżku i się pakowałam. Trudno było mi się pożegnać z Akademią. Mimo, że tak mało czasu tu spędziłam przywiązałam się do tego zamku. W końcu jest jak mój drugi dom. A do tego pierwszego tęskniłam jeszcze bardziej. Tęskniłam za rodzicami, za moim pokojem, za moim łóżeczkiem, za brakiem jakichkolwiek zajęć, za moimi książkami, które mogłam czytać bez końca, za telewizją, za znajomymi, za latem... Och, chcę do domu. Tu wydawało się wszystko inne. Oprócz telefonów wszystko było tu takie... średniowieczne. I zdawało mi się, że w ogóle nie jesteśmy w Londynie. Nie wiem gdzie, ale gdzieś gdzie jeszcze nigdy nie byłam. A więc gdzie jestem?
Moje przemyślenia przerwało pukanie do drzwi. Krzyknęłam znużone :proszę!" i wróciłam do składania ubrań. W drzwiach stanęła Megan ze swoim ślicznym, promiennym uśmiechem. Odwzajemniłam go trochę koślawo. 
- A co to za mina?! - krzyknęła na przywitanie. 
- Nic, po prostu trochę zatęskniłam za domem. - wytłumaczyłam. 
- To jest twój dom, pamiętaj. - przypomniała mi celując we mnie palcem i siadając obok mnie na łóżku. 
- Tak wiem, ale to jednak nie jest to samo. To wszystko jest takie... wyjątkowe - powiedziałam szukając odpowiedniego słowa.
- To nie to wszystko jest wyjątkowe - odrzekła - to ty jesteś wyjątkowa. 
- Dzięki - odpowiedziałam uśmiechając się, tym razem szczerze. 
- Ogólnie to przyszłam tu, żeby się pożegnać. Słyszałam, że za chwilę wyruszacie? - zapytała. 
- Tak. I wstałaś specjalnie przed świtem, żeby mnie pożegnać? - zdziwiłam się, ponieważ zdążyłam się już przekonać, że Meg jest okropnym śpiochem. 
- Oczywiście! - krzyknęła radośnie, a potem wpadła w moje ramiona. - Dasz radę, wiem to. - przekonywała. 
- Boję się. - oznajmiłam, załamującym się głosem. 
- Miałabym cię za niezłą wariatkę, gdybyś nie bała - poparła mnie i uśmiechnęła się pocieszająco. - ale spokojnie, jadą z tobą najbardziej odważni ludzie jakich kiedykolwiek poznałam. 
- Na przykład? - zapytałam z nadzieją.
- Na przykład... - uniosła oczy ku górze zastanawiając się - Louis Tomlinson. 
- O niee.. - jęknęłam i opadłam na poduszki.
- Myślałam, że go lubisz. Gapicie się na siebie na każdych zajęciach. - zaśmiała się. 
- To nie jest śmieszne! - skarciłam ją choć sama miałam ochotę się śmiać.
- No już, uspokój się. - poradziła - Ja już będę się zbierać, powodzenia. 
- Z czym? Z wyprawą, czy z Louisem? - wyrwało mi się. 
- I z tym i z tym. - zaśmiała się i zniknęła za futryną drzwi. 
***
Siedzę na schodkach przed szkołą. Czekam na całe towarzystwo, które ma się TAM wybrać. Naprawdę się boję.
Słońce wstawało właśnie ze su. Niebo było coraz jaśniejsze, skąpane w milionach odcieniach różu, pomarańczy, fioletu i błękitu. Krwistoczerwone słońce, niczym landrynka pojawiło się nisko pomiędzy szczytami ogromnych gór ze wschodniej strony. Wiatr był dość zimny, na szczęście ubrałam się w ciepły sweterek.  
Nagle usłyszałam skrzypnięcie drzwi za sobą, ale byłam zbyt pochłonięta swoimi myślami, żeby sprawdzić kto to. Tuż obok mnie usiadł Louis, dosłownie tuż obok mnie. Był bardzo blisko, stykaliśmy się ramionami. Czułam jego ciepło. 
- Boisz się - to było stwierdzenie, nie pytanie. Skinęłam głową. Po krótkim wahaniu zrobił coś czego nie spodziewałam się nawet w najskromniejszych snach. Otoczył mnie ramieniem i przyciągnął do siebie. - Ze mną będziesz bezpieczna, obiecuję. - złożył obietnicę, a ja zaskoczona podniosłam głowę z jego ramienia. Spojrzałam mu głęboko w oczy... nie kłamał. Potem przeniosłam wzrok na jego usta, a on powtórzył moją czynność. Serce dudniło mi jakby chciało wyskoczyć z piersi, w głowie szumiało od myśli. Lekko się do mnie zbliżył, a ja jak sparaliżowana powtórzyłam tę czynność. Byliśmy tak blisko, że niemal słyszałam bicie jego serca. Było tak samo szybkie jak moje, a może nawet szybsze. Znów spojrzałam w jego piękne oczy. Mój błękit i zieleń jego tęczówek tworzyła idealną całość, jakby nasze oczy od zawsze były na siebie skazane. 
Drzwi za nami skrzypnęły po raz drugi, a ja przerażona odskoczyłam od Louisa. On natomiast nie wyrażał ani zdziwienia, ani przerażenia tak jak ja. Na jego twarzy błąkał się ten jego chytry uśmieszek. Właściwie to ja również nie wytrzymałam i zaczęłam chichotać pod nosem. 
W drzwiach stała Catherine i wpatrywała się w nas ze złością. Była zła, zdecydowanie. Nie wiedzieć czemu sprawiało mi to chorą satysfakcję.Byłam zazdrosna? Może. 
- Co robicie? - zapytała za wszelką cenę próbując zachować spokój. 
- Nic szczególnego, prawda, Louis? - wtrąciłam patrząc na Tommo z podniesioną brwią i rozbawieniem malującym się na twarzy. 
- Ależ owszem, Gabriello. - po raz pierwszy zwrócił się do mnie po imieniu, tym samym doprowadzając Catherine do białej gorączki. Dziewczyna już otwierała usta żeby coś powiedzieć, ale w tym samym czasie z budynku wyszedł profesor Aidan, a u jego boku szedł Malik. 
- Czas przedstawić plan działania. - powiedział na przywitanie profesor.
________________
Cześć i czołem!
Oto kolejny rozdział :)
To co zwykle, czyli:
Jak wam się podobał?
Co o nim myślicie?
Czy chcecie, żebym założyła zakładkę "pytania do bohaterów" ?

Pozdro,
The Dream ♥


3 komentarze:

  1. sorki za zwłokę, dopiero dziś miałam czas przeczytać ;)
    Mam zjebany humor, że nie wiem.. Wszyscy moi znajomi mają melanż, ja miałam jechać do klubu "mega miusic wilga" ale niestety nie miałam transportu, więc zamiast teraz się bawić, ja siedzę na kompie, a do tego zamula mi net... Dupa wołowa! Druga połowa moich znajomych gdzieś chleje, ale przecież nie będę się wpraszać na krzywy ryj :/ 2X dupa wołowa
    Dobrze, ze przyjemniej mogę coś poczytać! Szkoda tylko, że rozdział krótki i mogłam się nim nacieszyć tylko chwilę, ale no cóż bywa.
    Rozdział oczywiście świetny :*
    Całuje :* i życzę weny :)
    Aneta
    PS. ja tak bardzo chcę na imprezę :'(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty Dupo Wołowa ;*
      Oj tam, oj tam, dasz radę sama, czy mam cię znaleźć i się wprosić?
      No tosz żartuję, może jesteś jakimś zjebanym pedofilem i tylko udajesz Anetę! Skąd mam to wiedzieć?! xd
      Właśnie wracam od ciebie z bloga, jak przeczytasz kom ode mnie to się dowiesz, co o nim myślę :)

      Dzięki, że jesteś,
      Alicja ♥

      PS. Rozdział 11 już w drodze, to może coś jeszcze dzisiaj poczytasz :**

      Usuń
    2. haahaha :D
      Jestem pedofilem!!! Przejrzałaś mnie! :D
      Komentarz przeczytałam, dziękuje :) Na początku się trochę przestraszyłam "dziwna jesteś" już myślałam, że to jakiś hejt :D
      Czekam na 11 mam nadzieje, że się doczekam :P

      Całuje :*
      Aneta

      Ps. Miło mi że dziękujesz, że jestem ale nie musisz :*
      Pozdro, kocham ♥

      Usuń

Obserwatorzy