piątek, 3 kwietnia 2015

Rozdział 6.

"Nie żałuj umarłych, Harry.
Żałuj żywych, a przede wszystkim tych,
którzy żyją bez miłości" ~Albus Dumbledore ♥


___________________
Przyglądałam się zachodzącemu słońcu z ogromnym żalem. Myślałam o tym wszystkim, co powiedział mi profesor Aidan. Czy moi rodzice naprawdę oddali za mnie życie? Tak bardzo chciałabym ich poznać, zobaczyć... przytulić. Powiedzieć im jak bardzo mi przykro i jak bardzo ich kocham. Dlaczego to wszystko tak się potoczyło? Dlaczego to właśnie ich spotkała Śmierć? Przez otworzone okno wpadał zimny wiatr, który mroził moją skórę, ale ja nie zamierzałam go zamknąć. Na parapecie z zewnętrznej strony usiadł ptak. Nie jakiś byle jaki ptak, tylko kruk. Jego czarne pióra błyszczały w świetle zachodzącego słońca. Jego oczy były czarne. Całe czarne, nie miały białka. Kiedy je zobaczyłam natychmiast przypomniałam sobie co on oznacza... Śmierć. Szybko zatrzasnęłam drzwiczki okna i wytarłam mokre policzki. Mam już dość. 
- Nie denerwuj się tak, złość piękności szkodzi. - usłyszałam głos Tomlinsona. Odwróciłam się natychmiast w stronę drzwi. Opierał się o framugę i bawił się krwistoczerwonym jabłkiem. 
- Czego chcesz? - warknęłam zaciskając pięści. 
- Chciałem tylko życzyć dobranoc, to wszystko. - powiedział wzruszając ramionami. 
- Spieprzaj stąd i nie zmuszaj mnie, żebym ci pomogła. - odparłam szorstko. Cofnął się o kilka kroków, a ja podeszłam żeby zamknąć za nim drzwi. On jednak gwałtownie przystanął zauważając kolejną łzę na moim policzku. Przeniósł wzrok na moje oczy. Jego były tak piękne, tak śliczne, że nie mogłam się powstrzymać od złagodzenia swojego wzroku. Podszedł, najpierw jeden, potem drugi krok. Był już naprawdę blisko. Podniósł swoją dłoń i kciukiem starł mokrą łzę. 
- Dobranoc, aniołku. - szepnął i wyszedł. Zatrzasnęłam za nim drzwi, ciężko oddychając. Co to było? 
Zaskoczona podeszłam do łóżka i usiadłam na nie. Jeszcze raz rozejrzałam się po moim nowym pokoju. Ściany były ciemnogranatowe i w niektórych miejscach miały białe, pionowe paski. Dwuosobowe łóżko, które stało po środku przy ścianie, wykonane było z białego drewna, i pościelone granatową pościelą. Okna miały białe, drewniane framugi, podobnie jak drzwi od pokoju i mojej własnej łazienki. Stało też kilka białych półek z książkami i różnymi ciekawymi figurkami. Podeszłam do jednej z nich chwytając w swoje delikatne, małe dłonie pierwszą z brzegu książkę. Dziwny miała tytuł, ale zdążyłam się już przyzwyczaić. Brzmiał: "Chochliki Kornawalijskie: hodowla i skutki uboczne". Mało mnie on zaciekawił, więc porwałam następną. "Magia XIX wieku" również nie przypadła mi do gustu. Dopiero "Wilk a człowiek: przemiana w świetle księżyca" wywołała u mnie mały impuls zaciekawienia, to też usiadłam z powrotem na łóżku i przez następne dwie godziny czytałam tę księgę. Nagle poczułam ogarniającą mnie senność, więc odłożyłam książkę na półkę nocna i zasnęłam w zaledwie kilka sekund. 
***
Obudziło mnie głośne pukanie do drzwi. Wstałam rozciągając mięśnie i podeszłam do nich, uprzednio poprawiając włosy. Uchyliłam drzwi, w których stanął... Tomlinson. 
- Za piętnaście minut mamy śniadanie. Pośpiesz się. - nakazał i już chciał wychodzić, kiedy w ostatniej chwili złapałam go za rękę. 
- Louis...
- Czego chcesz? - zapytał szorstko.
- Chciałam tylko... przeprosić - powiedziałam spuszczając wzrok. - za wczoraj - dodałam po chwili.
- Wiesz co, Black? Masz jakiegoś cholernego farta i sam nie wiem dlaczego traktuję cię ulgowo. Zwykłe, pieprzone szczęście, które otrzymują śliczne dziewczyny i tyle. - mruknął i spojrzał na mnie. - Zaczekam na ciebie i zaprowadzę cię do Sali Jadalnej. Tylko ostrzegam cię, Black, streszczaj się. Nie chce mi się tutaj stać. 
- Okej, będę gotowa za, góra dziesięć minut. - zapewniłam, po czym zamknęłam drzwi i pobiegłam do łazienki. Umyłam twarz mydłem, na całe szczęście ktoś wyposażył ją również w kosmetyczkę. Zrobiłam mój standardowy makijaż: podkład, tusz do rzęs, eyeliner i lekka pomadka. Kiedy wróciłam do pokoju pierwszą rzeczą, która rzuciła mi się w oczy były przyszykowane dla mnie ubrania. Był to zwykła czerwona bokserka, czarna skórzana kurtka i... bardzo krótka czarna spódniczka oraz długie, skórzane, czarne buty na szpilce. Nie no, gorzej być nie może. Jednak były to jedyne ubrania jakie miałam do dyspozycji, nie licząc wczorajszych: przemoczonych, brudnych i przepoconych. Ubrałam się w nowe ciuchy, włosy puściłam wolno, na szczęście nie potargały mi się zbyt mocno. Wyszłam z pokoju, a na przeciwko stał już przygotowany Tommo. On ubrany był w czarną bokserkę, ciemne spodnie i czarne adidasy. Włosy znów były rozczochrane. Jednak mój wzrok stanął na boskich tatuażach pokrywających jego ramiona i ręce. Był tam śliczny jeleń i kilka kreskówkowych wzorów. Nieświadoma zagryzłam dolną wargę co wyraźnie go rozśmieszyło.
- Co? - zapytałam zdezorientowana próbując wrócić do rzeczywistości. 
- Nic, idziemy? - ruszył korytarzem w ja za nim. Był to zupełnie inny korytarz niż pozostałe którymi chodziłam wczoraj. Ten był nieco przytulniejszy, ale wczoraj idąc do pokoju wieczorem chyba byłam zbyt zmęczona żeby to dostrzec. Ściany były ciemno czerwone, wręcz bordowe. Na ścianie po lewej stronie wisiały różne obrazy. Czasem była to zwykła martwa natura, a czasem czyiś portret. Każdy obraz oprawiony był w piękną, złota ramę. Po prawej stronie ujrzałam dobrze znane mi już, gotyckie okna, tym razem przyozdobione brązową zasłoną. Oczywiście nie zabrakło czerwonego dywanu na podłodze. Szliśmy w ciszy jakieś pięć minut, kiedy (schodząc po milionach schodów) weszliśmy do Sali Jadalnej. Była to ogromna sala z mnóstwem okien i stołów. Było pięć podłużnych stołów ustawionych pionowo do wejścia i jeden stojący poziomo ustawiony za pozostałymi. Z pięciu wykorzystany został tylko jeden, przy którym siedziało kilka osób w sporych odstępach. Zapewne uczniowie odbywający zieloną szkołę. Stół ustawiony równolegle do nich, jak się już domyśliłam, był stołem nauczycielskim, przy którym zasiadali profesorowie. Ruszyłam za Louisem, usłyszałam jednak jak ktoś wykrzykuje moje imię i ruszyłam w tamtą stronę. Usiadłam obok Megan, która siedziała ze swoją koleżanką Anną. Anna była niską, szczupłą dziewczyną o rudych włosach i ślicznych czekoladowych tęczówkach. Okazała się być sympatyczna osobą. Dowiedziałam się również, że Meg i Anna są wróżkami i całe śniadanie wypytywałam się różnych rzeczy na ich temat. Nie mogłam się jednak dokładnie skupić na tym co mówiły, ponieważ mój wzrok co chwile wędrował do Tomlinsona, który usiadł ze swoją "bandą" kilka miejsc dalej. Siedział z nim nie kto inny jak jego najlepszy kumpel, Zayn Malik. Co kilka minut szturchał Louisa w ramię, bo zapatrzył się gdzieś... gdzieś, a mianowicie na mnie. Nie wiem co, ale coś mnie do niego przyciągało. Jakby on był magnesem, a ja kawałkiem metalu. Spostrzegłam też, że przy jego stoliku siedzi również jakaś dziewczyna. Bardzo ładna dziewczyna. Miała długie, kręcone, brązowe włosy i ciemne oczy, okalane długimi rzęsami. Ubrana była podobnie do mnie. Miała na sobie czarną, krótką sukienkę z koronką na samym dole, czarną skórzaną kurtkę i długie kozaki na szpilce. Patrzyła na mnie gniewnie zmuszając mnie do odwrócenia wzroku. Coś wśrodku kazało mi zapytać.
- Hej dziewczyny - zwróciłam się do Anny i Megan. - Kim ona jest? - zapytałam spoglądając w stronę tajemniczej dziewczyny.
- To Catherine Malik, siostra Zayna. - wyjaśniła Meg.
- Nie warto się z nią zadawać, serio. To okropna manipulantka i kłamczucha. - dodała Anna.
- Zgadzam się w stu procentach. A do tego jest cholernie zazdrosna o każdą dziewczynę, która zbliży się się do Tomlinsona. - powiedziała Meg. 
- To jego dziewczyna? - zapytałam automatycznie. - Nie to żeby mnie to obchodziło...
- Można tak powiedzieć. - odpowiedziała Megan nie zważając na moje dopowiedzenie. 
- Jego była. - wyjaśniła Anna. - Rozstali się jakieś dwa tygodnie temu. 
Odwróciłam się plecami do tej grupki i zaczęłam zajadać się owsianką, kiedy nagle...
- Gabriella Black? - usłyszałam męski głos tuż nade mną. Podniosłam głowę i spojrzałam na chłopaka, który przed chwilą do mnie podszedł. - Jestem Jake. - przedstawił się. - Dyrektor Aidan prosi abyś przyszła do niego po śniadaniu. 
_______________

AKTUALIZACJA ZAKŁADKI "HEROES" !!!!!!!! ZAJRZYJCIE KONIECZNIE!

Siemanko! :)
Mamy szósteczkę !!!! 

Och, aż sama się sobie dziwię dlaczego piszę tak ciągle xddd
Wiem, że rozdział jest nieco... nudny i krótki :( 
ale to dlatego, że w domu jest masa pracy przed świętami.
Mam jednak nadzieję, że wam się spodoba :)

Pozdrowionka,
The Dream ♥



1 komentarz:

  1. Rozdział świetny!!
    Oh Lou jest słodki, ale potrafi być też dość oschły :D
    Nie mogę za bardzo się rozpisywać, sorki, ale nadrobię to przy następnym rozdziale :)
    Całuje :*
    życzę weny a no i wesołych świąt :D
    Aneta

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy