piątek, 3 kwietnia 2015

Rozdział 5.

"Wystarczy, że uwierzysz"
_________________________
- Na pewno masz wiele pytań. - powiedział Profesor Aidan, schodząc z balkonu po drewnianych schodkach. - Na wszystkie z chęcią odpowiem, ale najpierw to ja chciałbym coś powiedzieć. - uprzedził mnie. 
Usiadł przy swoim biurku, a mnie polecił miejsce po jego drugiej stronie. Usiadłam w wygodnym fotelu cała drżąc. 
- Musisz wiedzieć, że wszystko co teraz powiem jest szczerą prawdą. Nie będę Cię obwiniał jeśli mi nie uwierzysz, ale chociaż spróbuj. Dobrze, więc... wszystko zaczęło się trochę ponad osiemnaście lat temu. Twoja biologiczna matka, Kesley...
- Kesley? - powtórzyłam podniecona. Więc tak miała na imię. 
- Tak, Kesley zaszła w ciąże, z twoim biologicznym ojcem, Jamesem. Byli bardzo szczęśliwi. Oboje uczyli się w tej Akademii. Potem urodziłaś się ty, a okazałaś się być... czarodziejką. - ostatnie słowo powiedział z takim przekonaniem, że w głębi duszy nie odważyłam się mu nie uwierzyć. - Posiadasz najpiękniejszą i zarazem najbardziej niebezpieczną moc, jaką dotąd odkrył świat. Możesz władać ogniem, uzdrawiać nawet śmiertelne rany, a przede wszystkim potrafisz... wskrzeszać. - i po raz kolejny tego dnia w płucach zabrakło mi tlenu. Byłam pewna, że za chwilę się uduszę. Serce waliło mi jak młot pneumatyczny, a żołądek wykręcał koziołki. - niestety, bardzo często ciągnie to za sobą okropne konsekwencje.
- A-ale jak to? - wydukałam przerażona. 
- Tak. Wiele osób chciałoby posiadać twą moc, czasem dla własnej korzyści, a czasem dla korzyści innych. Twoje zdolności są naprawdę bardzo dobrze rozwinięte, lecz stłumione przez Zaklęcie Zapomnienia, które rzuciła na ciebie Morgana. - wyjaśnił, stykając końcówki swoich długich palców. 
- Kim ona jest? - zapytałam przerażona. W mojej głowie przez cały ten czas huczało od różnych myśli, ale tylko jedna z nich ukształtowała się w coś wyraźnego "on oszalał" - podpowiadał mi rozum. Ale serce krzyczało z radości bo w końcu poznało prawdę, w którą ja, tak bardzo bałam się uwierzyć. 
- Morgana jest wiedźmą, okropną, bezduszną istotą, która nie liczy się z niczym i nikim. Chce tylko być królową nad wszystkimi, chce być najpotężniejszą magiczną osobą. Zrobi wszystko, nie licząc się z konsekwencjami, aby dotrzeć do swojego celu. Posiada niezwykle silną magię, której często nawet ja, nie umiem sprostać. - powiedział, kręcąc głową na boki i cmokając cicho ustami. 
- Skoro jestem... czarodziejką - to mówiąc poczułam naprawdę niemiły skurcz w brzuchu - to dlaczego nigdy wcześniej o tym nie wiedziałam? Dlaczego to stało się dopiero teraz? - zadawałam po kolei pytania.
- Spokojnie. - powiedział Profesor Aidan. Jego oczy błyszczały spokojem i cierpliwością jakiej jeszcze nigdy u nikogo nie widziałam. - Twoi rodzice chronili cię przed niebezpieczeństwem ze strony Morgany swoją magią. Kesley była jedną z moich najlepszych uczennic. Posiadała Moc Słonecznego Żaru, pamiętam kiedy po raz pierwszy przeszła próg mojej klasy. Za to James był... uparty, arogancki i taki... oh, był jednym ze szkolnych chuliganów. Władał Mocą Pięciu Kryształów. Tak, dobrze pamiętam jego popisowy numer: Deszcz Szmaragdów. - wyjaśniał, a ja siedziałam zafascynowana słuchając każdego słowa. - Pewnego dnia się pobrali w miejscu o nazwie Tęczowa Grusza, jedno z najpiękniejszych magicznych miejsc na ziemi. Potem ty się urodziłaś, a kiedy dowiedzieli się jaką dysponujesz mocą obiecali chronić cię nawet za cenę własnego życia. Pewnego dnia ich przysięga została spełniona. Morgana pozbawiła twoich rodziców życia, a więc i szczęścia jakie im dawałaś. - Profesor Aidan zatrzymał się na dłuższą chwilę, a ja pociągnęłam nosem. Dopiero teraz spostrzegłam, że policzki mam całe mokre od łez. 
- Przepraszam...- wymamrotałam zawstydzona, wycierając łzy.
- Łzy to największa oznaka człowieczeństwa, nie wyrzekaj się ich. - powiedział mądrym tonem. Spojrzałam na niego i lekko skinęłam głową. - Dobrze, na czym stanęliśmy? A, tak! Twoja matka, tuż przed śmiercią podarowała ci magiczny medalion, w którym była cała magia obronna twoich rodziców. Medalion chronił cię przez te trzy lata, odkąd zamieszkałaś z Remusem i Sarą. 
- Nie rozumiem. - stwierdziłam, kręcąc lekko głową. Profesor westchnął głęboko.
- Mając piętnaście lat, twoi rodzice stanęli do ostatecznej walki pomiędzy nimi, a Morganą. Niestety jak już na pewno się domyślasz, twoi rodzice ponieśli klęskę. Wtedy Morgana rzuciła na ciebie Zaklęcie Zapomnienia w nadziei, że nic nie pamiętając, przejdziesz na jej stronę. Na szczęście zaklęcie twoich rodziców było dla niej zbyt mocne. Nie mogła cię nawet dotknąć. Udało jej się rzucić zaklęcie bez kontaktu fizycznego, przybyliśmy jednak w porę by zabrać cię stamtąd zanim zdążyła przekonać cię do wspólnej ucieczki. - jego słowa były tak wiarygodne, że nawet największy niedowiarek uwierzyłby natychmiast. 
- Mam jeszcze jedno pytanie. - powiedziałam wpatrując się w swoje kolana. Po chwili podniosłam swój wzrok i utkwiłam go w kamiennej twarzy profesora. - Gdzie jest Victoria? 
- Obawiam się - rzekł z wolna. - że sam tego nie wiem, co u mnie jest rzadkością. Wybacz mi, Gabriello brak skromności z mojej strony, ale nauczyłem się w moim długim życiu, że nie trzeba wyrzekać się swoich prawd, tylko dlatego, że ludzie tego od nas oczekują. W każdym razie, przypuszczam, że Victoria...
- Tak? - ponagliłam go niecierpliwiąc się. 
- Że Victoria, została porwana jako zakładniczka. - powiedział cichym, ale wyraźnym głosem. Nastała długa, denerwująca cisza, w której słychać było tylko ciche oddechy i pobrzękiwanie dziwnych urządzeń stojących w gablotach. - Wiem i rozumiem, że to może cie trochę przerażać. Nie mam do ciebie pretensji, jeśli nie chcesz mnie dalej słuchać. Musisz jednak wiedzieć, że twoja decyzja wpłynie na cały świat. - wytłumaczył mi, a ja gwałtownie podniosłam na niego wzrok.
- Jaka decyzja? 
- Czy chcesz wrócić do domu i o wszystkim zapomnieć, czy będziesz walczyć i uczyć się magii. - powiedział tonem, który jasno wskazywał, że to wcale nie są żarty. - Nie martw się - dodał po chwili - nie zmuszam cię do odpowiadania na to pytanie teraz. Mam jednak to ciebie małą prośbę. - to mówiąc wstał z fotela i odszedł od biurka. Poczułam nagłą potrzebę pójścia w jego ślady, to też zrobiłam. Wstałam i ruszyłam za nim. Przeszliśmy cały gabinet, aż doszliśmy do oddzielnego, małego pomieszczenia. Było to coś w rodzaju okrągłej biblioteki. Wzdłuż ściany piętrzyły się stare księgi i sięgały aż do wysokiego, szklanego sufitu. Przez niego zobaczyłam, że na dworze robi się już ciemno. Niebo było pomarańczowo-niebieskie, a chmury rozmywały się po całej jego powierzchni. Na środku małego pokoju stała złota, duża klatka. W tej pięknej klatce na jednej z drewnianych tyczek siedział... orzeł. Najprawdziwszy orzeł, jakiego jeszcze nigdy nie widziałam. Ale nie był to orzeł piękny i dostojny, lecz ptak chory i cierpiący. Jego pióra opadały na dno klatki, były szare i postrzępione. Złote oczy orła były podkrążone i zakrwawione. Jego dziób, zakrzywiony na końcu był wyblakły i słaby. Widać było cierpienie tego ptaka.
- Lenora jest orlicą i moją nieustanną towarzyszką. Niestety od niedawna choruję na nieznaną mi chorobę. Jest dla mnie bardzo ważna, jak... siostra. - powiedział. 
- Ale co ja mam z tym wspólnego? - zapytałam, szczególnie akcentując słowo "ja".
- Mogłabyś... ją uzdrowić? - zapytał trochę dziecinnym głosem, co ani trochę nie pasowało do jego wyglądu. Odkąd weszłam do tego pokoju, ani razu nie spuściłam wzroku z chorej Lenory. Teraz jednak przeniosłam swój wzrok na profesora mając nadzieję, że chociaż teraz żartuje. Ale on stał z kamienną twarzą i przyglądał się mi wyczekująco. 
- Jak? - zapytałam drżącym ze strachu głosem. 
- Wystarczy - odrzekł spoglądając na to na mnie, to na Lenorę. - że uwierzysz. 
Podeszłam nerwowym krokiem do klatki orła i westchnęłam głęboko. Jeśli jestem czarodziejką to nie powinno być trudne, prawda? Ale co jeśli to wszystko ściema? Nie, nie wolno mi tak myśleć. Wyciągnęłam rękę nad głowę ptaka i... PSTRYK! Pstryknęłam palcami. Dźwięk potoczył się po pomieszczeniu. Jedyne co teraz widziałam to... płonąca Lenora. Orlica stała w płomieniach i skrzeczała cicho, jakby chichotała od łaskotek. Widziałam jasne, czerwone płomienie, które dawały przyjemne ciepło i gładziły moją skórę. Ogień zaczął jednak gasnąć, a z chwilą zniknął całkowicie. Tym razem na drewnianym kołku stała piękna i dostojna Lenora. Jej śliczne brązowo-białe pióra lśniły czystością. Duże złote oczy błyszczały mądrością i wdzięcznością, a złoty dziób naostrzony jak miecz rozchylał się kiedy orlica wydobywała z siebie pełne wdzięczności i podziękowania odgłosy. Do moich uszu dobiegł dźwięk klaskania. To profesor Aidan bił mi brawo. 
- Gratulacje, moja droga. - pochwalił mnie z uśmiechem. - Bardzo ci dziękuje, Gabriello. A teraz, czy masz jeszcze jakieś pytania? - zapytał kierując się w stronę wejścia do gabinetu.
- Tak. - odparłam zdecydowanie. Usiadłam z powrotem na swoim miejscu przy biurku profesora. - Czym właściwie jest Akademia? 
- Akademia Magii, to miejsce, w których młodzi członkowie magicznego świata mogą doskonalić swoje zdolności. - wyjaśnił.
- Czy uczą się tutaj sami czarodzieje? 
- Nie. Znaleźć możesz tutaj najróżniejsze istoty od wróżek do wampirów. - powiedział spokojnie. 
- A dlaczego korytarze są takie puste? - zadałam dość nietypowe pytanie, jak na okoliczności. 
- Ponieważ są wakacje, moja droga. - odpowiedział profesor ze śmiechem. 
- Ale po drodze do pańskiego gabinetu - zaczęłam - spotkałam jakąś dziewczynę. Na imię miała...
- Megan? - dokończył za mnie. - Megan Easter odbywa w te wakacje swoją letnią szkołę. - wytłumaczył, potem zamilkł. Po chwili jednak odezwał się znowu: - czas ucieka, Gabreillo. Idź na drugie piętro, sala numer 155. Prześpij się. - polecił podając mi mały, złoty kluczyk zapewne do "mojego" pokoju. 
- Dobrze. - zgodziłam się i ruszyłam w stronę drzwi. Wychodząc cofnęłam się o krok i powiedziałam: - Dziękuję. 
- Nie ma za co. Idź już. - polecił.
_____________________
Elo! 
To kolejny rozdział tej, jakże wspaniałej historii.
W tym rozdziale zawarta jest cała historia życia Gabrielli. 
Sporo się z niego dowiadujemy i mam nadzieję, 
że każdy znajdzie tutaj odpowiedzi na swoje pytania :)
Mam nadzieję, że wam się spodoba.

Ściskam mocno, 
The Dream.



2 komentarze:

  1. Nie spodziewałam się, ze dodasz tak szybko, spać nie możesz? :D Mnie to akurat zajebiście pasuje nie będę się skarżyć :P
    rozdział świetny :) Historia mnie całkowicie satysfakcjonuje ;) Fajnie by mieć takie moce.... Zawsze marzyłam i dalej żeby spotkała mnie taka historia, no ale niestety list ze szkoły magii i czarodziejstwa gdzieś się zapodział, a dyrektor Hogwartu zapomniał wysłać mi nowy, można powiedzieć że zniszczył mi moje magiczne życie :/ O bosz, o czym ja w ogóle mówię :D
    Nie ważne, zapomnij :D Czekam na nexsta!
    Całuje :*
    Aneta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja nie spodziewałam się tak szybko twojego komentarza. :D
      Dzięki, że jesteś i, że doceniasz moją pracę :)
      Ojej :o Twój list też się zgubił?! Jeeej, nareszcie nie jestem sama! ;*
      Nie mogę uwierzyć w to ile wspólnych rzeczy nas łączy ^^
      A teraz NIESPODZIANKA :
      Idę pisać 6 rozdział xddd

      Ściskam,
      Alicja ♥

      Usuń

Obserwatorzy