Leżałam bez sił na łóżku szpitalnym w Akademii. Podali mi jakiś eliksir, który obniżył moją temperaturę. Obok mnie siedział Tommo i coś rysował.
- Co tam bazgrzesz? - zagadnęłam go słabym głosem.
- Obudziłaś się. - stwierdzenie, nie pytanie.
- Tak. - potwierdziłam i starając się robić jak najmniej ruchów podniosłam się na łokciach trochę wyżej.
- Spałaś cztery dni - powiedział, a ja wytrzeszczyłam na niego oczy.
- Poważnie? - zapytałam nie dowierzając. Louis skinął głową, po czym dodał:
- Catherine jest na ciebie wściekła - uprzedził.
- Nie dziwię jej się - przewróciłam oczami. Pewnie zgodziła się pojechać, tylko dlatego, żeby pilnować Tommo, albo pod przymusem. Nie z własnej woli, a ja zepsułam wszystko.
- Nie przejmuj się - poradził - taka już jest. - skinęłam głową i opadłam bezwładnie na poduszki. Zapadła cisza, w której słyszałam tylko świst jego oddechu i zgrzytanie długopisu na kartce papieru pani Sottern, pielęgniarki. Jego spojrzenie mierzyło mnie od góry do dołu, co wywołało u mnie ostry rumieniec na twarzy, zwłaszcza, że miałam na sobie potargane, brudne i poszarpane cichy, które odsłaniały to i owo.
- Przestań - jęknęłam kiedy zrobił rozbawioną minę, na moją reakcję.
- Ja nic nie robię - bronił się. To sali szpitalnej ktoś wszedł, ale przez parawan stojący obok łózka nie dostrzegłam kto to. Szybko jednak zorientowałam się, że to Catherine zaszczyciła mnie swoja obecnością.
- Co, Śpiąca Królewna już wstała? To świetnie, a teraz może raczysz ruszyć swój tyłek, Tommo i mi pomożesz?! Siedzisz z nią od rana! - wyrzuciła z siebie jak petarda.
- Uspokój się - odpowiedział Louis. Przez jego twarz przemknął cień.
- Ja mam się uspokoić?! To ty gadasz o niej jakbyś był od niej uzależniony!! Ciągle tylko: Black to, Black tamto! A ja?! - siedziałam cicho dla własnego dobra.
- Chodź. - poprosił ją i prowadząc za nadgarstek wyprowadził z sali.
- A z tobą jeszcze nie skończyłam ty podła suko! Słyszysz?! Jeszcze się policzymy!! - krzyczała na odchodnym. Kiedy drzwi się za nimi zatrzasnęły jeszcze przez chwilę słyszałam wrzaski Catherine. Zszokowana przeanalizowałam jeszcze raz wszystko co się przed chwilą stało. Jaka ona jest zazdrosna... czy ma powód? Nie no, skąd! Przecież ja nawet nie lubię Louisa... Może troszkę, ale tylko odrobinkę. To po prostu... kolejny znajomy... o cudownych zielonych oczach, w których tonę za każdym razem. Bri, stop! Nie pozwól myślom błądzić dalej! A co z tą zjawą w lesie? Czym była? Czy mówiła prawdę?
Następnego dnia pani Sottern pozwoliła mi wyjść ze Skrzydła Szpitalnego. Od razu udałam się do Sali Jadalnej, ponieważ o tej porze wszyscy powinni jeść kolację. Za oknem było już ciemno, gwiazdy wisiały wysoko na niebie. Kiedy stanęłam w progu ogromnych drzwi Sali Jadalnej przez chwilę nikt mnie nie zauważył. Wszyscy pogrążeni byli w rozmowie, niektórzy śmiali się w głos, a inni dzióbali w ciszy swoją kolację. Weszłam dwa kroki do przodu i od razu wszystkie oczy zostały zwrócone na mnie. Rozejrzałam się, desperacko szukając Jake'a. I znalazłam.
- Hej - przywitałam go podchodząc bliżej i siadając na przeciwko niego, a on zaskoczony uniósł wzrok z nad podręcznika do Eliksirów.
- Bri! - ucieszył się.
- Tak mam na imię - potwierdziłam i lekko się uśmiechnęłam. - Nie jesteś... zły?
- Zły? A no tak! Oczywiście, że tak! Jak mogłaś wykręcić taki numer? - przez chwilę naprawdę myślałam, że popiera Catherine, ale on widząc moją poważną twarz roześmiał się i odpowiedział:
- W żadnym razie! - wypuściłam wcześniej zgromadzone powietrze w płucach. Podszedł do nas Tomlinson zaciskając szczękę. Był zdenerwowany.
- Możemy pogadać? - zapytał mnie. Już rozchylałam usta, żeby się zgodzić, kiedy Jake wstał z miejsca i zrównał się z Tomlinsonem.
- A może ona nie chce z tobą gadać, nie pomyślałeś? - warknął przystawiając się do niego.
- Jake.. - szepnęłam, ale obaj mnie zignorowali.
- Ciebie nikt nie pytał o zdanie.. chłoptasiu! - syknął Tommo, szturchając Jake'a.
- Louis zostaw.. - syknęłam ale mnie nie słuchali.
- Jesteś pieprzonym tchórzem Tomlinson! Nie potrafiłeś jej obronić kiedy tego potrzebowała! - Jake popchał Tommo trochę mocniej, a on zatoczył się lekko do tyłu. Zaraz mu oddał i tak zaczęli się szturchać i pchać, jeden mocniej od drugiego. W okół nich zrobiło się małe zbiegowisko, a Catherine wypchnęła się na przód i wystraszona patrzyła co dalej. Inni zaczęli dopingować, a ja przerażona patrzyłam jak chłopcy coraz bardziej dają się ponieść emocjom. Kiedy Jake zamachnął pięść na Tommo, w ostatniej chwili złapałam jego rękę, potem drugą i z całej siły pociągnęłam do tyłu. To samo Catherine zrobiła z Louisem, ale chłopcy byli o wiele silniejsi od nas obu razem wziętych. Wyrwali się ku sobie i gdyby nie to, że ktoś z tłumu krzyknął: "Idzie Snake!" nie wiadomo jakby się to skończyło.
- Tomlinson i Hemmings.. - warknął półgłosem. - Panie Tomlinson, może pan iść..
- Ale... - chciał zaprotestować Jake.
- A pan, panie Hemmings - przerwał mu swoim oślizgłym głosem - zapraszam na krótką lekcję pokory do mojego gabinetu. Zerknęłam na Jake'a przepraszającym tonem, a on odpowiedział mrugnięciem oka.
Po kolacji, składającej się głownie z owsianki wyszłam z Sali. Ponieważ za dwadzieścia minut miała być cisza nocna musiałam się streszczać. Potrzebowałam tego...
Na palcach zakradłam się do schowka woźnego. Stamtąd wzięłam pęczek złotych i srebrnych kluczy, które dzwoniły o siebie. Ukryłam je pod skórzaną kurtka i wyszłam z zamku. Księżyc chował się za ciemnymi chmurami, więc nie widziałam nic poza czubkiem własnego nosa. Po dłuższej chwili zmagania się z zamkniętą bramą weszłam na teren stajni. Otworzyłam drzwi i ostrożnie zaczęłam szukać boksu Hadesa.
- Hades? - szepnęłam jakby to miało pomóc. Inne konie poruszały się niespokojnie kiedy po cichu przemykałam obok ich boksów. Po kilku minutach (stajnia była całkiem spora) znalazłam Hadesa. Leżał skulony na rozrzuconym sianie. Kiedy usłyszał mój ściszony głos drgnął niespokojnie i wstał z posłania, podchodząc bliżej.
- Cześć - przywitałam się wyciągając ku niemu dłoń. Prychnął gniewnie i niespokojnie poruszył łbem. - Jesteś zły? - zapytałam troszeczkę głośniej.
Hades odwrócił się do mnie tyłem i machając ogonem napił się wody.
- Ha-ha, bardzo śmieszne. - skomentowałam zatykając palcami nos. Hades znów parsknął tym razem wyraźnie rozbawiony. Odwrócił się do mnie i spojrzał prosto w oczy. Ja również spoważniałam i zwiesiłam głowę.
- Przepraszam. - powiedziałam po chwili. Zerknął na mnie, po czym popchnął mnie lekko łbem. Uśmiechnęłam się i słysząc czyjeś kroki, pocałowałam Hadesa wysoko nad pyskiem i wybiegłam tylnymi drzwiami stajni.
Był już późny wieczór kiedy leżałam na łóżku i patrzyłam w sufit. Po tym co się wydarzyło mam w sobie taki... lęk. Jakby ta cała sprawa z tym duchem i ogniem stała się moim prześladowcą. Kiedy tylko nie myślałam o niczym konkretnym powracałam właśnie tam; do ciemnego lasu i płonących drzew. Czym była ta zjawa? Czego chciała? Ale co najważniejsze... czy mówiła prawdę?
- Chodź... - usłyszałam cichy szept, ale wydawało mi się, że to tylko brzęcząca mucha. - Nie bój się... Prawda jest bliskoo... - znowu on. Tym razem nie miałam wątpliwości.
- Czego chcesz? - zapytałam lekko drżącym głosem. Przełknęłam głośno ślinę.
- Nie bój się... - powtórzył. Zobaczyłam małą, jasną plamę mgły przy oknie, która szybko czmychnęła za drzwi, na korytarz. Niewiele myślałam, po prostu skoczyłam za nią i czym prędzej biegłam przed siebie. Skręcała w inne korytarze, wchodziła do klas, a potem wracała na korytarz jakby szukała właściwego miejsca na rozmowę.
- Czekaj! - krzyknęłam kiedy znów zniknęła za rogiem. Pobiegłam za nią czując brak tchu, ale zamiast zobaczyć kolejny korytarz wpadłam na Catherine. Już chciałam ją wyminąć kiedy zobaczyłam przerażenie na jej twarzy.
- Co jest... - szepnęłam spięta. Ona pokręciła głową i chwyciła mój nadgarstek. Była naprawdę przestraszona. Zaczęłam za nią biec.
- Dokąd biegniemy, Catherine! - krzyknęłam.
- Bo... Louis... - więcej nie trzeba było mówić. Jego imię + jej przerażona mina = kłopoty. Już nie musiała ciągnąć mnie za nadgarstek; sama biegłam ile sił w płucach. Kiedy wspinałyśmy się po schodach, coraz wyżej i wyżej, a mnie coraz bardziej brakowało tchu przez myśl przebiegła mi dość dziwna myśl: Czy to nie różnych horrorach dziewczyny dają zwabić się na sam szczyt, a potem nie mają gdzie uciec? Odgoniłam te rozmyślenia i dalej pędziłam w górę. Serce tłukło mi się o żebra sprawiając niewyobrażalny ból. Ale - nie wiedzieć czemu - martwiłam się o Louisa. Może dlatego, że jestem mu coś winna. W końcu to on siedział przy mnie kiedy leżałam w Skrzydle Szpitalnym, nie?
Dotarłam w końcu na sam szczyt Północnej Wieży (najwyższej zresztą). Znajdował się tam ogromny balkon na około całej wieży, ale w samej wieży, oprócz schodów było jeszcze jedno pomieszczenie, do którego uczniom nie wolno było wchodzić. Catherine nadal z przerażoną miną wskazała na stare, drewniane drzwiczki od Zakazanego Pomieszczenia.
- On-n tt-am jjjest - wyjąkała. Lekko wystraszona uchyliłam je i zajrzałam do środka.
- Ale tu nic.. A! - krzyknęłam kiedy poczułam, że Catherine łapie mnie od tyłu za nadgarstki i bardzo mocno wykręca je do tyłu. Czułam okropny ból rozchodzący się po całych ramionach.
- Zabrałaś mi Louisa, pozycję u profesora Aidana, ale nie pozwolę ci zepsuć mojego życia! - krzyknęła i okropnym impetem wepchała mnie do ciemnego pomieszczenia. Było tam naprawdę ciemno, niczym w grobie. Podłoże było mokre i twarde. Niestety nie dojrzałam nic więcej, ponieważ Catherine zadała kolejny cios, a ja poczułam mocne uderzenie z tyłu głowy. Upadłam twarzą na ziemię, a potem... Potem była już tylko ciemność.
__________________________
Dwunastka!Nie wiem, jakoś taka średnia, ale to wy tu oceniacie.
Naprawdę jest mi strasznie przykro, że nie komentujecie (oprócz tej nielicznej) !
Czekam na wasze opinie,
The Dream ♥
Cudowny czekam na nexta ;-)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńCo? Co? Cococococo?....
OdpowiedzUsuńAle że koniec? Tak Teraz? No wiesz ty co!
Rozdział genialny :*
Radzę ci teraz ominąć cały środek, chyba że chcesz czytać moje pojebane wspomnienia!
Catherine ty podła, podła, podła małpo, małpo, małpo...
( Wybacz za to powtarzanie, ale dziś jak siedziałam na stacji, był też taki koleś co gadał przez telefon i powtarzał ciągle to samo, myślałam ż4e popuszcze w gacie jak zaczął drzeć się do telefonu " zamknij kurwa mordę, zamknij kurwa mordę, zamknij kurwa mordę..." Przez pięć minut to z krzykiem powtarzał... A potem przez następne pięć tyryrytyryrytyryrtyrty.... Chyba naćpany był! ) Nie ważne zbaczam z tematu, ale normalnie musiałam to napisać. Z opowieści nie jest to takie cool ale na żywo wyjebane w kosmos.... Następna rewelacja z mojego życia, że taka dziewczyna porzygała się w autobusie i trochę poleciało na mnie :'( ;'( Straszne!
To była moja najlepsza koleżanka i razem piłyśmy, ale ona jako jedyna tak się najebała... ( Najgorsze ze ja musiałam sprzątać autobus!!) Wiem pewnie się teraz krzywisz z obrzydzenia i zadajesz pytanie wtf z kim ja do cholery piszę!?? Szlag no i się rozpisałam, ale ja tak bardzo lubię pisać. Mam nadzieje, że nie masz mi tego za złe? Bo jeśli tak to od teraz będę komentować tylko na temat ( Chyba że lubisz się śmiać z mojego pojebanego życia osobistego)
Nie przejdę dalej puki nie napiszę, że Te akcje z Hadesem są supcio, takie urocze :3 No kocham!O jej przepraszam, jestem głupia!
Tommo, ty okropny słodziaku, siedziałeś przy niej cały dzień... Moje serce raduje się od takich rzeczy!!!!!!
Patrzyłam czy nie ma jakiś błędów, ale jak ja mam się do czegoś przyczepić skoro mam z ledwością dwójkę z polaka! Nawet nie ogarnę, że to błąd jak napiszesz już przez rz! Może przesadzam!
Postaram się przystosować do twojej rady.. Nawet widziałam że to jest mylące, ale tak strasznie nie chciało mi się poprawiać!! Pogoń lepiej mojego lenia O.o
Całuje :*
Aneta
Ps. Przepraszam za pojebany komentarz o.O
hahah po prostu wymiękam!
UsuńSIEDZĘ PRZEZ PIĘĆ MINUT I CIESZĘ MORDĘ DO MONITORA, NO!
Masz obrzydliwe życie osobiste... witaj w klubie :D
Jeśli mi się uda to może jutro dodam trzynastkę i dam taki spoiler: Bri i Lou będą "sam na sam" xd
Na serio dziękuję ci za ten kom, bo brakowało mi ostatnio jakiejś głupoty :D
Pozdrawiam,
Alicja ♥