poniedziałek, 17 sierpnia 2015

One Shot #1 - "Coś kończy się, żeby coś mogło trwać" - część 1.

Przekroczyłam próg szpitala i od razu poczułam ten okropny zapach chemii. Zmarszczyłam nos, ale z podniesioną głową przeszłam przez krótki, biały korytarz, w którym było pełno ludzi. Doszłam do lady recepcji, za którą stała Rose. Dziewczyna rozmawiała przez telefon i wyraźnie się z kimś kłóciła. 
- ...więc nie ma szans! - ... - Nie ma mowy, Jack. Daj mi spokój. - rozłączyła się i odetchnęła z ulgą. 
- Znowu próbuje się z tobą umówić? - pytam na przywitanie.
Dziewczyna uśmiecha się pobłażliwie i wznosi wzrok ku niebu na znak swojej bezsilności. 
- A ty co? Mogłabyś gdzieś wyjść, poznać kogoś, a nie ciągle siedzisz przy jej łóżku. - poskarżyła się blondynka, a mi zrobiło się przykro. 
Rose chyba to zauważyła bo zaczęła szybko przepraszać. 
- Nie, nie ma sprawy. Wiesz... - zapewniam ją. - masz rację, ale ja... po prostu chcę być przy niej gdy... rozumiesz?
- Tak, rozumiem Kate, ale ona... 
- Proszę - przerywam jej.
Blondynka patrzy na mnie przez jakiś czas, a potem lekko kiwa głową.
- Dobra, idź. 
Uśmiecham się do niej w podzięce i idę wzdłuż długiego korytarza. Z obu stron otaczają mnie śnieżnobiałe ściany. Zdążyłam się już do tego przyzwyczaić, ale ten kolor w tym miejscu jest serio nieodpowiedni. No bo kto chciałby chorować i do tego siedzieć w tak przytłaczającym miejscu?
Skręcam w lewo i wchodzę do jednej z sal na oddziale dziecięcym. 
Sala mojej siostry jest chyba jedyną taką w całym szpitalu. Stoi w niej jedno łóżko - oczywiście szpitale - dwa fotele, stolik i telewizor, który wisi na ścianie. Mały, ale zawsze coś. Ściany są beżowe lub bordowe, pomalowane na przemian.
W łóżku leży siedmioletnia Darcy. Jej długie ciemno-kasztanowe włosy opadają jej ślicznymi lokami na ramiona. Czarne oczy, w których nie można odróżnić tęczówki od źrenicy, iskrzą się szczęściem gdy dziewczynka mnie zauważa. Odwraca wzrok od telewizora, na którym dostrzegam Scooby Doo.
- Hej mała, jak się czujesz? - pytam na przywitanie. 
- Nie najgorzej. - przyznaje, a na jej delikatnej buzi dostrzegam cień uśmiechu. 
- Nie najgorzej... - powtarzam. - ale wciąż nie "dobrze", tak? - pytam, a Darcy ze zrezygnowaniem kiwa głową. 
- Bardzo boli mnie mostek i ciężko mi oddychać, ale pani pielęgniarka powiedziała, że da mi... ee... no, coś dziwnego i powinno przestać. - tłumaczy z przejęciem. 
Siadam na brzegu jej łóżka i delikatnie gładzę po włosach. 
- Skoro tak powiedziała, to tak powinno być. - uśmiecham się pocieszająco. 
- Nie musisz kłamać, Kate. - szepcze dziewczynka, a ja nagle sztywnieję. - Słyszałam, w nocy. Myśleli, że śpię. Doktor Willson i pielęgniarka. Rozmawiali o mnie.
Darcy mówi bardzo powoli, ale w jej oczach dostrzegam łzy. Nagle dochodzę do wniosku, że to ja zaraz zacznę płakać. 
- Mówili, że zostało mało czasu. Kilka dni, może tydzień... że nie wytrzymam już tego dłużej. Jestem za słaba. 
Po policzku spływa mi łza, która po krótkim wahaniu spada na pościel dziewczynki. 
Czasami uderza mnie to, jaką Darcy ma dojrzałość. Mówi o pewnych rzeczach jakby rozumiała je bardziej ode mnie, czy od innego dorosłego człowieka, choć przecież sama ma dopiero siedem lat. Mówi o miłości, o przeznaczeniu człowieka, o marzeniach... a wszystko w jej ustach brzmi tak... dojrzale. 
- Darcy... 
- Nie, Kate. Taka jest prawda, nie zmienisz tego. Nikt nie zmieni. Kate, ja... - w gardle staje mi gula, której za nic nie mogę przełknąć. - ...umieram. 
Nie mogę już dłużej powstrzymać wodospadu łez, który wylewa się ze mnie. 
Darcy od trzech lat choruje na jakiś cholerny nowotwór płuc. I tak już bardzo długo wytrzymała, lekarze byli w szoku, że przeżyła aż trzy lata. Nasi rodzice zginęli w wypadku samochodowym trzy miesiące po tym jak się dowiedzieliśmy o chorobie młodej. 
Kładę głowę na jej brzuchu i zaczynam cicho szlochać. Nigdy nie przypuszczałam, że znajdę się w takiej sytuacji. To zawsze ja byłam "ta starsza". To zawsze ja ją uspokajałam, ja doprowadzałam do porządku. Ten jeden raz było zupełnie na odwrót. 
Po kilku minutach, kiedy już całkowicie się uspokoiłam, usiadłam wyprostowana i spojrzałam na nią. Jej twarz była nienaturalnie blada, oczy podkrążone, a usta popękane.
Nie chciałam o tym myśleć, ale nagle o czymś sobie przypominam. 
- Darcy... Wiesz, że jeszcze nie wykorzystałaś swojego życzenia? - przypominam jej, a ona lekko kiwa głową. 
- Właściwie to... mam jedno. - odpowiada nieśmiało. 
- O co chodzi? - pytam. 
Dziewczynka patrzy na mnie przez chwilę, jakby sprawdzała moje przygotowanie do tego co zaraz miała powiedzieć. 
- Pamiętasz One Direction? - pyta, a ja wzdycham przeciągle. 
- Nie ma szans. Koncert byłby dla ciebie zbyt męczący...
- Nie chodzi o koncert. - odpowiada krótko. 
Patrzę na nią zaskoczona, a ona dodaje po chwili:
- Chcę ich poznać. Albo chociaż jednego z nich. - mówi szybko. 
Przez chwilę zastanawiam się czy jest jakiekolwiek prawdopodobieństwo powodzenia. Jest, i to nawet spore zważając na to jak media o nich opowiadają. Podobno lubią dzieciaki. 
Darcy patrzy na mnie błagalnym wzrokiem, którego nie mogę znieść. 
- Zgoda. 
Szatynka rzuca mi się w ramiona, a potem cicho syczy. 
- Nie wstawaj! - karcę ją, a ona opada na poduszki. 
Kiedy ból ustępuje spogląda na mnie i wzrusza ramionami. 
Zapada cisza. 
One Direction to zespół, którym Darcy fascynuje się już jakiś czas. Mają miliony fanów, a wśród nich także i mnie. Bardzo lubię ich muzykę. Ale skąd pewność, że spośród tych milionów wybiorą akurat moją prośbę do spełnienia?
- Przyniosłaś gitarę. - stwierdza Darcy, przerywając ciszę między nami. 
- Co? - pytam zdezorientowana. 
Młoda wskazuje swoją dłonią na instrument zapakowany w futerał, który teraz leżał na podłodze. 
- A tak. Pomyślałam, że... trochę ci pogram, gdybyś chciała. - proponuję, a Darcy szybko kiwa głową. 
Wyciągam więc mojego akustyka z czarnego futerału i układam go wygodnie na kolanie. Zaczynam cicho brzdąkać jakąś delikatną melodię. Zatracam się w niej, zresztą jak zawsze gdy zaczynam grać. Zamykam oczy i szarpię leciutko struny. 
Kiedy otwieram moje zielone oczy, Darcy już śpi. Chowam więc gitarę z powrotem do pokrowca i wychodzę z sali. 
Na dworze jest już ciemno. Spoglądam na zegarek, 22:04. Idę na parking, pakuję torbę i gitarę do bagażnika, a potem sama wchodzę do samochodu. Jadę autostradą jakieś pół godziny zanim bezpiecznie wchodzę do domu. Zamykam za sobą drzwi na klucz, który potem rzucam na stół w kuchni. Zaglądam do lodówki i wyciągam z niej mleko. Z górnej szafki biorę płatki czekoladowe i sypię je do miski. Zalewam mlekiem, podgrzewam w mikrofali, a potem... Bon Appétit!
Kiedy kończę moją kolację, wrzucam naczynia do zlewu, zgaszam światła i wchodzę na piętro. Kiedy znajduję się już w swoim pokoju idę do łazienki by wziąć prysznic. Przez chwilę patrzę na kabinę ze zmarszczonymi brwiami i przymkniętymi oczami. Dziś stawiam jednak na długą, odprężającą kąpiel. 
Kiedy moje ciało i włosy są już czyste i pachnące zakładam swoją pidżamę i kładę się do łóżka. Wyciągam spod niego laptopa i włączam go. Przez następne kilkanaście minut szukam dostępnych biletów na koncert One Direction. To chyba jeden z niewielu sposobów, żeby ich poznać. Kupuję ostatni bilet wraz z wejściówką za kulisy na pojutrze. Jestem dumna sama z siebie kupując ten ostatni bilet. Z obrazem szczęśliwej Darcy przed oczami kiedy widzi cały zespół w jej sali zasypiam i budzę się dopiero nad ranem. 
Jest dopiero dziewiąta, co mnie szczerze dziwi, bo z reguły śpię co najmniej do jedenastej. Szybko ubieram się w jeansowe szorty, krótki top z napisem "Dream" i czarne trampki. Zbiegam na dół i w kuchni robię tosty na śniadanie. Popijam je sokiem z pomarańczy i przez następne dwie godziny latam bez sensu po kanałach, które i tak są nudniejsze od mojego sąsiada koszącego trawę za oknem. Postanawiam wyjść do sklepu biorąc pod uwagę pustkę w mojej lodówce. Biorę więc klucze, telefon i portfel i wychodzę z domu. 
Na dworze jest ciepło, ale jakiegoś specjalnego upału nie ma. Wieje lekki wietrzyk, który lekko muska moją skórę. 
Do najbliższego spożywczaka mam zaledwie piętnaście minut drogi spacerkiem, więc nigdzie się nie spieszę.
Kocham Londyn zwłaszcza gdy jest taka pogoda, co raczej rzadko się zdarza. Ptaki śpiewają piękne melodie, kwiaty roznoszą swój zapach na każdej ulicy, a roześmiane rodziny spędzają czas wspólnie i bawią się przy tym lepiej niż gdyby byli oddzielnie. 
Kiedy przekroczyłam próg sklepu, wzięłam zielony plastikowy koszyk i ruszyłam między alejkami. Najpierw pieczywo, warzywa i owoce, mięso, nabiał i na koniec najlepsze... czyli słodycze. Wchodząc w alejkę ze słodkościami ktoś wpada na mnie i mocno popycha do przodu. Odwracam się i widzę jakiegoś chłopaka. Ma na sobie czarne Ray Ban'y i ciemną bluzę z kapturem, spod którego wystają kosmyki blond włosów. Dosyć ciekawy styl jak na tak dobrą pogodę. 
- Nie wiesz, że nie ładnie tak wpadać na obcych ludzi? - rzucam w jego stronę i bez słowa idę dalej. 
Kiedy moje zakupy są już w pełni skończone i mam pewność, że niczego nie zapomniałam płacę przy kasie i wychodzę na zewnątrz. Z dwoma naprawdę ciężkimi torbami, postanawiam zamówić taksówkę, bo niestety moja siła nie pozwala mi zawlec tego do domu. 
Po dosłownie pięciu minutach jestem już przez swoim mieszkaniem. Rozpakowując zakupy spostrzegam, że jest już grubo po czternastej. Nie miałam najmniejszego zamiaru siedzieć w domu przy tak ślicznej pogodzie, więc wzięłam swoje słuchawki i poszłam pobiegać. 
Obrałam moją ulubiona trasę przez park,w którym dzisiaj było dość dużo ludzi. 
Kolejne trzy godziny spędzam na codziennym joggingu. Wracam do domu około siedemnastej i jestem naprawdę wymęczona. Siadam przed telewizorem i do wieczora oglądam bezsensowne programy. 
Kolejny dzień bez wrażeń. Moja codzienna monotonia, nic się nie zmienia. Czasami mam już tego dość. Chciałabym gdzieś wyjechać, zobaczyć jakieś wspaniałe miejsce, albo chociaż poznać kogoś kto zmieniłby cokolwiek. 
Wlekę się na górę, by wejść pod prysznic i zrzucić z siebie ciężar dzisiejszego dnia. Kiedy jestem już gotowa do spania, kładę się pod moją pierzynkę i odpływam w krainę Morfeusza. 
_____________________________
Cześć mordki!!!
Oto pierwsza część pierwszego One Shota na moim blogu! Po prostu miałam jakiś taki pomysł, na takiego imagina więc napisałam :)
Pomyślałam też, że skoro pierwszy rozdział Księgi II pojawi się dopiero we wrześniu, to poczytalibyście sobie coś za ten czas :)
Jak wam się podoba? 
Patronus.

1 komentarz:

  1. wpadła na Nialla? Prawda? No jasne, że tak...
    No czekam na następny oby szybko się pojawił ;) Czuje pomysł na nowy i króciutki, ale ciekawy blog :D
    Aneta ( Już pełnoletnia, od 4 dni :D )

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy